O której godzinie robi sie ciemno w zime? 2009-12-03 19:39:28 O której robi się ciemno ? 2010-09-10 20:28:07 Kiedy teraz sie robi ciemno ? 2011-03-09 14:55:47
izabella81 25 września 2009, 08:30 Jeżeli byliście w Egipcie w grudniu to proszę o kilka warto w grundniu lecieć, na jakie wycieczki proponujecie się zapisać i w który region najlepiej Hurghada, Marsa El Alam czy Sharm El Sheikh??????Ważne ...podajcie dużo info. Dołączył: 2006-02-12 Miasto: Opole Liczba postów: 371 25 września 2009, 08:46 Warto lecieć w grudniu, region to proponuje: Taba ponieważ najwiecej wycieczek fakultatywnych ciekaweych jest stamtąd do wykupienia, można np jechać do Jerozolimy itp ;). Hurghada oklepana i wszędzie daleko, ale też ładnie. Więc proponuje Tabe i Hurghade Dołączył: 2009-09-07 Miasto: Warszawa Liczba postów: 220 25 września 2009, 09:09 Ja byłam w i cieplutko, tylko wieczory Sharm El z nami ludzie, którzy znali inne rejony i stwierdzili,że ty im się najbardziej do Jerozolimy,można zwiedzić to najlepsza pora na zwiedzanie, w lato jest zbyt upalnie. izabella81 25 września 2009, 09:11 A jakie temperatury sa w grudniu, mozna się spokojnie poopalać. Podobno w Sharmie nie ma plaż a brzeg to jedno wielkie klifowisko.....Mi zalezy żeby było to takie miejsce gdzie moge sie poopalać, z dobrym dojściem do morza no i kilka dni Kair, Luxor może coś wzdłuż ile trwa dojazd do Kairu z tych miejscowości????A może zamiast autokaru można polecieć.........a jak cenowo w grudniu???? bo to sylwester wchodzi w gre więc nie wiem może warto na początku stycznia jak ceny nie będą nabite????? onaaaaa 25 września 2009, 09:24 w grudniu napewno taniej...ja w sezonieplacilam 5 gwiazdowy hotel, w Hurgadzie. bylo extra..widoki,, plaza, rafa....do kairu troche daleko 9 h...za goraco na taka pdoroz....luxor ok...ten jakies 7 h drogi..ale nowej w taxowce z klima wiec ok. po drodze wycieczka wzdluz nilu....ich male osady...to lepsze niz sam luxor. podobno samolotem tez szlo elciec do kairu..my neistety nie lecielismy.............wsz pieknie ladnie w grudni..ale latem robi sie tam ciemno o 19 30 juz...a zimno ponoc o 17, takze dzien duuzo krotszy jakby nie patrzec:> takze nie wiem....ale w sezonie zdecydowanie za goraco, nei slzo wytryzmac na sloncu, oddychac itd...dobrze ze chociaz wieje tam wiatr ciagle, ktory daje ulgi. onaaaaa 25 września 2009, 09:27 aa co do plaz..to chyba obojetnei gdzie ebdziesz...tam nie ma tkaich plaz jak nas....aby wejsc do wody, trzeba miec buty specjalne, no cyab z elubisz kamienie, zwir, rafe i robale miedyz palcami:P temp napenwo ok w grudni...kolo 30 stopni pewnie, ale wieczory chlodniejsze. izabella81 25 września 2009, 09:38 Ja już wszędzie lecę z butami do wody:):):) zawsze obiecują piekne morze czy ocean a potem kicha i trzeba zadowolić się basenem hotelowym.... a wycieczka do Kairu to na 1 czy 2 dni byłaś???? Jest sens na 2 dni???? Podobno raz!!! warto zobaczyć Kair i się przemęczyć te 9 godzin no chyba że samolotem pewnie z 2 godziny. Kumpela mówiła, że obok sfinksa jest KFC:) .....no nic zawsze przed wyjazdem kupuje tak czy siak przewodnik Marcopolo......chyba też tak będzie tym razem...... onaaaaa 25 września 2009, 09:49 ja do kairu nie ejchalam..bo bylismy ze znajomimi, kumpela juz byla i mowila ze nei warto...meczarnia straszna, w piramidach smierdzi, ludzie sie zalatwiaja po katach i nie idzie oddychac, na wymioty bierze od zapacu. sfinks niby maly, piramidy niby tez wcale nie duze, obok wlasnie kfc czy cos..wieli bilbord mcdonalda itd.......ponoc rpzereklamowane:) ale zluje ze nie bylam, 1 raz w zyciu mozna zoabczyc:) ja bylam tylko w luxorze..dolina kroli, te wsz grobowce itd...bo to nei rpawda ze grobowce sa w piramidach tylko:) ramzesy itd pochowane sa w dolinie kroli wlasnie....ale najbardziej nam sie podobala jazda tam...zatrzymywanie na tkaich malych stacjach, gdzie dzieci lataja na boso, malpky na osiolkach jezdza...itd...prawdziwy egipt wtedy. wsz brudne, szarne itp.......jazda wzdluz nilu- jedyne zielone miejsce w egipcie (oprucz hoteli)....wteyd widac rpawdziwy egipt doperio. do tego bylismy na quadahc po pustyni- fajnie...jest bardzo duzo wycieczek na rozne wyspy i tam niby ladna piaszczysta laguna jest....orpucz kairu zaluje ze nei poplynelam lodzia podwodna........yellow submarin cyz cos takiego:> .....ogolnie fajnie....ale w hotelu prawdziwego egiptu nei zoabczysz. bakszysz- cyzli ich napiwek ejst amsakryczny!!! nie dasz- nie masz!! dzieci sie atakuja na miescie...nie do opisania woogle.....najwiekszy minus sklaniajacy sie do teog, ze nigdy wiecej egiptu..chyab ze nei wychdozisz z hotelu. onaaaaa 25 września 2009, 09:50 a my wiekszosc czasu rpzy basenie i tak lezelismy, bo tam bylo chlodniej niz nad samym morzem i fajna zimna woda w basenie, bo morze to cieplutkie:P izabella81 25 września 2009, 10:19 Urlop 14 dniowy to ja zawsze biorę w sierpniu....a w zimę raczej na może jakieś 3-4 wycieczki fakultatywne, raz do morza a reszta to przy baseniku, żeby utrwalić po sierpniu opaleniznę...i wypadło na Egipt (no bo nie byłam jeszcze:) Moja świadkowa leci tam dwa razy co roku...raz tylko zwiedzali a teraz do Sharmu na nurkowanie.
Do końca listopada park jest czynny od godz. 16.30 do 21.00, w grudniu i na początku stycznia będzie otwierany o 16.00. Lumina Park przy Zamku Topacz - jak tutaj dojechać Oceń publikację: + 1 + 3 - 1 - 3
Każde pokolenie ma własną koncepcję najlepszego wypoczynku. W związku z tym nie tylko kurort, ale także hotel muszą spełniać wszystkie potrzeby młodych ludzi. W takim przypadku reszta zostanie zapamiętana na długi czas, a młodzi ludzie będą chcieli przyjechać tu co najmniej raz. Najlepsze hotele młodzieżowe w Egipcie (Sharm el-Sheikh, a także Hurghada - to główne ośrodki turystyki w kraju) mają własne plaże. Prawie zawsze jest czyste morze i czysta, słoneczna pogoda. Plaże w tych ośrodkach są piaszczyste, chociaż niektóre z nich znajdują się w pobliżu wybrzeża raf koralowych. Miasta oznaczają zarówno relaksujący wypoczynek nad morzem, jak i możliwość ekscytującej wycieczki, a także uprawiania różnych sportów. Na przykład hotele w Egipcie dla rekreacji młodzieżowej oferują swoim gościom możliwość gry w bilard, golf, tenis lub siatkówkę, a także do parku wodnego. Miłośnicy ekstremalnego relaksu chętnie nurkują lub surfują - podwodny świat słynnego Morza Czerwonego jest różnorodny i niepowtarzalny. Nie wpływa do rzeki, pozwala zachować jej przejrzystość i klarowność. Każdego dnia odbywają się wycieczki do raf koralowych, gdzie można w pełni cieszyć się pięknem podwodnego świata. Ponadto można wybrać się na wycieczkę do Luksoru, gdzie oprócz świątyni w Luksorze, program obejmuje wizytę w zabytki Egiptu wśród których jest świątynia królowej Hatszepsut i Świątynia Karnak, kolosy Memnona i Doliny Królów. Z tego miejsca można również wybrać się do Kairu na jeden dzień. Droga z Hurghady trwa kilka godzin. W takim przypadku, jeśli wybierasz się na dwudniową wycieczkę z przystankiem w jednym z hoteli w Kairze, możesz także wybrać się na wycieczkę łodzią po legendarnym Nilu. Miło jest także spacerować po ośrodkach wieczornych. Obojętny nie pozostawi nikomu ogromnej liczby przytulnych kawiarenek i restauracji, w których można skosztować wszelkiego rodzaju potraw narodowych. Po tym, jak na zewnątrz robi się ciemno, piękno majestatycznych fontann muzyki rozrywkowej nie może nie zadziwić. Egipskie hotele młodzieżowe z dyskotekami są idealnym miejscem na relaks - jest tu mnóstwo kasyn, barów nocnych i oryginalnych dyskotek. Mieszkając w takim hotelu, można cieszyć się pełnym dniem łagodnego słońca, ciepłego morza i pięknej plaży, a także wybrać się na spacer po historycznych częściach kurortów, odwiedzić centra handlowe i sklepy. Możesz kupić pamiątki dla swoich przyjaciół i siebie, cieszyć się tą orientalną fajką. Egzotykę arabską można zaobserwować w starych dzielnicach miast, gdzie istnieje poczucie, że czas całkowicie ustał. Tutaj możesz poczuć się podróżnikiem w czasie, który przybył do starożytnego Egiptu. Wszystkie hotele młodzieżowe posiadają korty tenisowe i baseny, boiska do siatkówki i koszykówki. Programy wieczorne takich hoteli są również bardzo zróżnicowane. Dla turystów każdego wieczoru odbywają się różne pokazy z występami iluzjonistów i tańcami narodowymi. Hotel Albatros Palace Resort 5 * Biorąc pod uwagę 5-gwiazdkowe hotele młodzieżowe w Egipcie, należy natychmiast wybrać ten. Znajduje się na pierwszej linii brzegu, pokoje są wygodne i nowoczesne, personel jest sumienny i uprzejmy. Osobliwością instytucji jest unikalny zespół architektoniczny, a dodatkowo poziom obsługi. Jest tu piaszczysta plaża, ale czasem pojawiają się kamyki. Sądząc po recenzjach, turyści są tu bezpłatnie wyposażone w krzesła, materace, ręczniki i parasole. Wskazówka: musisz zarezerwować wcześniej w tym hotelu. Hotel Alf Leila Wa Leila 4 * Wciąż rozważamy najlepsze hotele młodzieżowe w Egipcie. Alf Leila Wa Leila znajduje się na 2. linii brzegowej we wspólnym pokoju z kompleksem rozrywkowym "1000 i 1 noc". Powstał w stylu tego orientalnego pałacu, a na jego terenie znajduje się duże muzeum historyczne, w którym prezentowane są kopie słynnych egipskich rzeźb. Dla turystów prawie codziennie odbywa się ciekawy pokaz taneczny, dodatkowo można podziwiać piękne fontanny śpiewające. Sądząc po opiniach, w pobliżu hotelu znajduje się park wodny, który jest uważany za największy w mieście. Wskazówka: oprócz parku wodnego, niedaleko kina, dużych centrów handlowych, "McDonald's", które warto odwiedzić. Hotel Marlin Inn 4 * Ten hotel jest odpowiedni do rekreacji młodzieżowej bardziej niż inne. Znajduje się blisko centrum miasta i niedaleko plaż, co sprawia, że ​​jest niesamowicie przyjemny. Recenzje pokazują, że programy rozrywkowe odbywają się tutaj codziennie, dyskoteki - usługi te są świadczone przez wiele hoteli młodzieżowych w Egipcie. Wskazówka: tu jest prywatne molo, więc jeśli planujesz wybrać się na wycieczkę łodzią lub łowić ryby, nie będziesz miał trudności z wynajęciem małego jachtu. Grand Azur Horizon Hotel 4 * Biorąc pod uwagę młodzieżowe hotele w Egipcie (Hurghada), warto powiedzieć o Grand Azur Horizon. Hotel znajduje się na pierwszej linii wybrzeża, w centrum miasta. Hotel jest przeznaczony wyłącznie dla młodych gości. Tutaj można znaleźć różne restauracje, w których można przyjść bez umówionego terminu, wynajem sprzętu sportowego dla prawie wszystkich sportów (tabletop). tenis, tenis, bilard) jest bezpłatny. Sądząc po opiniach, istnieje również wypożyczalnia kajaków, katamaranów i sprzętu do nurkowania, siłownia. Wskazówka: hotel jest bardzo popularny wśród młodych ludzi ze względu na swoje położenie w samym sercu miasta, więc warto skorzystać z okazji, aby odwiedzić różne dyskoteki i kluby przed hotelem. Hotel Lillyland Beach Club 4 * Instytucja znajduje się na pierwszej linii wybrzeża, ze względu na interesujący projekt krajobrazu, terytorium można nazwać naprawdę wyjątkowym. Piaszczysta plaża, blisko do koralowców. Opinie hoteli sugerują, że podobnie jak wiele hoteli młodzieżowych w Egipcie, Lillyland Beach Club jest zadowolony z programów wieczornych. Wieczorami są pokazy i dyskoteki, animacje. Wskazówka: wstęp na dyskotekę jest płatny, a oferowane napoje są darmowe, więc koniecznie tam idź. Hotel Sea Gull 4 * Hotel znajduje się na pierwszej linii wybrzeża. Na jego terytorium znajduje się własne mini-zoo, w którym można zobaczyć różne rodzaje ptaków. Opinie w hotelach mówią, że na terenie znajduje się kilka restauracji (jednak wiele hoteli młodzieżowych w Egipcie oferuje taką różnorodność), jedna z nich znajduje się na obrotowej platformie, oferując wspaniały widok na morze. Wskazówka: wieczorami jest dyskoteka, do której wstęp jest bezpłatny. Ale pamiętaj, aby zabrać ze sobą pieniądze - będziesz musiał zapłacić za napoje. Hotel Le Pacha 4 * Instytucja znajduje się na pierwszej linii wybrzeża. Terytorium hotelu jest niezwykle piękne, krajobraz jest oryginalny. Istnieje basen, zajęcia aerobiku w wodzie odbywają się codziennie. Sądząc po recenzjach, w tym miejscu można wziąć lekcje pływania pod wodą (za opłatą) lub wynająć łódź na wycieczkę łodzią lub łowienie ryb. Wszystkie hotele młodzieżowe w Egipcie spędzają wieczorami dyskotekę. Ten hotel nie jest wyjątkiem. Wskazówka: obok terytorium znajduje się ogromna liczba butików i sklepów, które zdecydowanie powinni odwiedzić wszyscy miłośnicy zakupów. Hotel Sofitel Hurgada 4 * Instytucja znajduje się 10 minut od lotniska w Hurghadzie. Jego terytorium rozciągają się wzdłuż całego wybrzeża, piaszczystej plaży, niesamowicie malowniczych widoków. Istnieje ogromna liczba restauracji, są też animacje i dyskoteki. Ten hotel jest również polecany przez organizatorów wycieczek jako doskonały do ​​aktywnego wypoczynku młodych ludzi. Opinie mówią, że w tym miejscu można bardzo aktywnie odpoczywać, a także nie robić nic. Wskazówka: kiedy wybierasz się na wakacje do tego hotelu, weź krem ​​przeciwsłoneczny na drodze, ponieważ nie są one dostępne tutaj. Dlatego w nowoczesnych warunkach bez problemu można wybrać odpowiedni rodzaj rekreacji, a jednocześnie otrzymać niezapomniane wrażenia. Zaleca się odpoczywać w Egipcie jesienią i zimą, aby przedłużyć nasze krótkie lato. Usługi świadczone w hotelach młodzieżowych w tym kraju dają każdemu z turystów możliwość wyboru rozrywki według gustów. Zabawa i ogólnie świetna rozrywka to wizyta w safari. W tym samym czasie wyścig na buggy lub quadzie, jazda na wielbłądach jak wielu turystów. Fascynujący spacer zakończy się obiadem beduińskim podczas zachodu słońca egipskiego słońca. Warto zauważyć, że nie jest to pełna lista popularnych hoteli w kraju. Jeśli chcesz zdobyć wspaniałe uczucia, a jednocześnie otworzyć się na nowe spotkania i zabawę, kraj piramid otwiera ci przyjazną obsesję. Pomoże ci w tym nie tylko młodzież i najbardziej entuzjastyczne hotele w kraju, ale także Twoja osobista, pozytywna postawa, bez której całkowity odpoczynek ciała i duszy jest po prostu niemożliwy!

robi się / jest ciemno. es wird / ist dunkel. ciemno choć oko wykol. so dunkel, dass man die eigene Hand vor Augen nicht sieht. komuś robi się ciemno przed oczami przen. jdm wird schwarz vor Augen. kupować coś w ciemno. etw auf gut Glück kaufen pot. najciemniej jest zawsze pod latarnią przysł.

11 sierpnia 1999 r. zaćmienie całkowite, bardzo piękne, widziane będzie w całej środkowej Europie, więc i u nas (...) Komu Bóg pozwoli przeżyć choć jakieś 40, 60 lat od chwili dzisiejszej, ten będzie mógł się przekonać, że te wszystkie zaćmienia, które powinny wypaść za jego życia, ściśle co do dnia, roku i miesiąca odbędą się tak, jak to teraz uczeni przepowiadają" - tak pisał w 1924 r. Brzeziński w książeczce "O zaćmieniach Słońca". Ciemności w biały dzień ogarniające Ziemię wzbudzały przerażenie człowieka już w niemowlęcym wieku ludzkości. Wizja trwającego trzy dni zaćmienia Słońca pojawia się w Starym Testamencie jako jedna z plag egipskich. "Rzekł więc Pan do Mojżesza: Wyciągnij rękę swoją ku niebu i nastanie nad całą ziemią egipską ciemność tak gęsta, że będzie można jej dotknąć". Zaćmienie towarzyszy ukrzyżowaniu Jezusa. Jak pisał św. Hieronim, podczas męki Chrystusa Słońce o godzinie szóstej skryło swoje promienie i nie śmiało patrzeć na Pana swego wiszącego na krzyżu. I wreszcie Sąd Ostateczny. Apokalipsa ma być - wedle św. Jana - czasem ciemności: "I widziałem, gdy zdjął szóstą pieczęć, że powstało trzęsienie ziemi i słońce pociemniało jak czarny wór, a cały księżyc poczerwieniał jak krew". O wizji Sądu Ostatecznego jako zaćmienia czytamy u proroka Joela: "Bo nadchodzi dzień Pański, bo jest już bliski dzień ciemności i mroku". Podobną postać przybiera ono w Koranie: "Ziemia zadrży straszliwie, rozstąpią się niebiosa, rozsypią groby, a słońce stanie się jako czarna kula; gwiazdy utracą blask, a góry ruszą z posad". Dopiero w Nowym Jeruzalem znikną problemy: "I nocy już nie będzie, i nie będą już potrzebowali światła lampy ani światła słonecznego, gdyż Pan Bóg będzie im świecił" (Jan 22, 5). Wskutek zaćmienia doszło do rozruchów w 763 r. w Niniwie w Asyrii. Grecki generał Nikias w 413 r. z powodu zaćmienia Księżyca za radą swych astrologów postanowił, że flota wojenna wypłynie z portu później. Stało się to jednak przyczyną jego klęski i śmierci. Syn Karola Wielkiego - król Ludwik I Pobożny - w 840 r. umarł ze strachu z powodu zaćmienia. Chińczycy wyobrażali sobie, że podczas zaćmienia smok pożera Słońce. Aby go odegnać, bili w bębny, trąbili i starali się wywołać jak najwięcej hałasu. Niejednoznaczne zjawiska przyrodnicze zawsze budziły respekt zwyczajnych ludzi. Brzeziński opowiadał o reakcjach chłopów na zaćmienie w połowie XIX w.: "Jedni nie wypędzali wcale bydła w pole, inni czem prędzej zawrócili z niem do domu, w wielu miejscach ponakrywano studnie dla uchronienia wody od trucizny, która jakoby miała spadać z nieba podczas zaćmienia". Podobne lęki pojawiły się w Rosji przed zaćmieniem w 1887 r., kiedy rozeszła się plotka, że podczas niego pojawią się trzy niezwykle silne grzmoty, od których zadrży ziemia. Wydaje się, że strach przed tym zjawiskiem ma podwójną przyczynę. Z jednej strony należy do najbardziej pierwotnych lęków człowieka. Kiedy kończy się dzień, pojawiają się złe zwierzęta - głosi Księga Psalmów (104, 20). Pozostawienie w ciemności jest karą, o czym przekonujemy się w Księdze Mądrości: "Pogrążeni zostali w ciemności, wielce zatrwożeni i przerażeni zjawami" (Mdr 17, 3). W Mezopotamii 2000 lat Gilgamesz, pytając o losy przyjaciela w zaświatach, słyszał odpowiedź: "Światła nie widuje, mieszka w ciemności". Podobnie miejscem ciemności był Szeol Hebrajczyków, Preta w Indiach, Hades Greków (jego mieszkańcy - jak powiada Homer - "w mgle i ciemnicy brodzą ustawicznej") i rzymskie piekło Wergiliusza. Ofiary z ludzi składane bogom przez Azteków miały żywić Słońce, by nie stanęło w swym biegu. O ciemnościach w odniesieniu do naszego swojskiego piekła mówi się również w naszej kulturze: o mrocznej krainie pisał Dante, a Ignacy Loyola stwierdzał: "Krótka noc wydaje się nam tak długa i dokuczliwa, jakże okropna będzie noc wieczności wśród takich męczarni!". Światło i ciemność, jako para odpowiedników dobra i zła, są jednymi z najtrwalszych metafor naszej kultury. Chrystus mówił: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia" (J 8, 12). Od światłości-dobra zaczyna się dzieło stworzenia: "Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności" (Rdz. 1, 3-5). Droga od starożytnych Hebrajczyków do naj- popularniejszych wytworów dzisiejszej kultury masowej jest krótka. "Gwiezdne wojny" George?a Lucasa to przecież nic innego jak walka z siłami ciemności. Słońce od początku dziejów było jednym z fundamentów porządku ludzkiego życia, stąd jego niezwykłe związki z religiami przedchrześcijańskimi i ich przenikanie do chrześcijaństwa. Boże Narodzenie pokrywa się z datą przesilenia zimowego, obchodzonego przez Rzymian jako święto boga słońca. Słowianie z tej samej okazji w czasach przedchrześcijańskich i długo w chrześcijańskich obchodzili wówczas Godnie. We wczesnochrześcijańskim tekście słyszymy o Bożym Narodzeniu: "Słońce sprawiedliwości wstało z dziewiczego obłoku". Również epokę triumfu nauki nad niewiedzą człowiek określił mianem oświecenia. Ten termin (illuminatio) miał pierwotnie charakter religijny i oznaczał we wczesnym Kościele sakrament chrztu. Zdecydowanie negatywne skojarzenia z ciemnością to rzecz jedna, a doszukiwanie się w gwiazdach wpływu na ziemskie zdarzenia - druga. Do znaków na niebie w postaci planet, komet i zaćmień Słońca przywiązany był cały przedracjonalistyczny sposób myślenia. Staropolskie Słońce było - jak pisze Jan Stanisław Bystroń - królem gwiazd chodzącym po niebie i umywającym się w morzu. Zaćmienie Słońca uchodziło za chorobę, a zarazem groźny znak, zwiastun nieszczęścia. Astrolog krakowski Jan Latos w traktacie "Srogiego i straszliwego zaćmienia słonecznego, także dwojga miesiącowego na 1598 przypadającego, krótkie skutków opisanie" wywodził, że powodzie, trzęsienia ziemi, walki i niepokoje są skutkiem zaćmień naszej najbliższej gwiazdy. W tym czasie w całej Europie zalecano na ten czas przykrywać studnie, zamknąć w obejściu bydło i gromadzić zapasy żywności. Obawiano się, że zaćmienie może spowodować zarazę. Związki między gwiazdami a codziennością były jednak bardziej rozległe. Roger Bacon wiązał pojawienie się komety w 1264 r. z wybuchem epidemii żółtaczki. Angielski astronom John Gadbury zapowiadał w 1665 r. konsekwencje pojawiania się komet w określonych znakach zodiaku. Na przykład kometa ukazująca się w znaku Koziorożca zwiastowała gwałtowne nasilenie cudzołóstwa i nierządu oraz prześladowania ludzi pobożnych; w znaku Barana - choroby głowy i oczu, szkody dla bogaczy, smutek i kłopoty dla pospólstwa itd. Ludwik XIV zamówił nawet racjonalną książkę o kometach, w której wreszcie nie byłoby mowy o nieszczęściach tego rodzaju. Wedle niektórych regulaminów lekarskich, balwierze w puszczaniu krwi pacjentom kierować się mieli znakami zodiaku. Znaki wróżebne potrafiły przybierać również swojską postać. W starych sylwach znajdujemy zapiskę: "Cicer na pietruszcze cudownie napisany we Lwowie A. 1620". Oto w tymże roku pojawiła się niezwykła pietruszka, na której napisane było słowo "Cicer". Uważano ją za zapowiedź nieszczęść i klęsk, będących karą za grzechy. Nie sposób przy tym przeczyć, że między zjawiskami przyrodniczymi a ziemskimi nieszczęściami zachodziły czasem jakieś koincydencje. Można się więc było doszukiwać złej wróżby w zaćmieniu Słońca w 1793 r., które Stanisław August Poniatowski obserwował z Jędrzejem Śniadeckim i posłami sejmu rozbiorowego w Grodnie. Po pojawieniu się komety w 1811 r. rzeczywiście doszło do klęski Napoleona. Rosjanom te znaki - jak widać - nie rokowały źle. Już w czasach antycznych pojawiali się sceptycy, krytycznie nastawieni do pojmowania świata przez znaki - nie tylko na niebie. Przepowiednie Pytii Herodot i Tukidydes określali jako łgarstwa, kpił z nich Eurypides. Cyceron w traktacie "O wróżbach" wyśmiewał horoskopy stawiane Cezarowi, któremu przepowiadano dożycie wieku sędziwego. Astronom Johannes Kepler stawiał horoskopy dla zarobku, ale opinię o astrologii miał jednoznaczną: "Astrologia jest głupią córką mądrej matki (astronomii), lecz przez minione sto lat ta mądra matka nie mogłaby wyżyć, gdyby nie pomoc głupiej córki". Rabelais układał satyrę na wróżby: "Tego roku ślepcy będą widzieć bardzo mało, głusi będą słyszeć dość licho, niemi nie będą wcale się odzywać, bogaci będą się mieć nieco lepiej niż biedni". W czasach, gdy komety powszechnie uważano za znak niebios, Izaak Newton już w dzieciństwie przywiązywał do ogonów latawców papierowe latarnie ze świecami w środku, które - udając komety - straszyły wieśniaków. Umiejętność przewidywania zaćmień nie wywierała zasadniczego wpływu na wiarę we wpływ gwiazd na ludzką egzystencję. Babilońscy kapłani określali terminy zaćmień i na tej podstawie stawiali prognozy dla władców. Podobnie było w Chinach, gdzie skazano dwóch astronomów na śmierć za to, że nie uprzedzili cesarza o mającym nastąpić zaćmieniu Słońca. Wiedza Babilończyków udostępniona została następnie w Grecji, dzięki czemu zaćmienie Słońca 28 maja 585 r. przewidział również Tales z Miletu. Z powodu tego zjawiska stojący na polu bitwy Medowie i Lidyjczycy wpadli w panikę i zakończyli trwającą od sześciu lat wojnę. Naturę zaćmienia poznali starożytni Grecy Empedokles z Akragas i Anaksagoras z Kladzomen - zrozumieli, że jest ono skutkiem przesłonięcia Słońca przez Księżyc. Znamy również przekaz mówiący o wykorzystaniu wiedzy o mającym nastąpić zaćmieniu naszego satelity - w 1504 r. Kolumb zażądał od Indian żywności, grożąc, że w razie odmowy odbierze im Księżyc. Gdy ten rzeczywiście zaczął znikać, Indianie zgodzili się na wszystko. Jak widać, wiedza procentuje. Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniutygodnika wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Znane również jako Wielka Zagroda, to jedna z najstarszych budowli kamiennych w Egipcie. Dotychczas naukowcy nie mieli pewności, jaką funkcję pełniła ta konstrukcja. To najstarsza mumia w historii Egiptu. Zespół, który składał się z 10 archeologów odkrył, że 20 metrów pod ziemią znajdowała się olbrzymia, kamienna trumna.
Punktem wyjścia, dla opowieści o współczesnym społeczeństwie Egiptu, musi być nawiązanie do dominującej religii. Nie da się tego pominąć, gdyż islam, tak głęboko i silnie wpływa na wszelkie przejawy życia publicznego i prywatnego, mieszkańców tego arabskiego kraju, że nie sposób wskazać na taki obszar, który nie byłby przez tą religię zdominowany. Zaczynając od jadłospisu, porządku dnia, a kończąc na ubiorze – to wszystko w Egipcie ma mniejszy bądź większy związek z islamem – religią państwową, dla wielu też sposobem życia. Egipt zamieszkuje obecnie, ponad 80 mln ludzi, spośród których możemy wyróżnić trzy główne grupy etniczne: Arabów, Nubijczyków mieszkających na południu oraz tajemniczych Berberów, zajmujących tereny Pustyni Zachodniej. A przy okazji, wiecie z czego słyną Nubijczycy? Z tego, że nie warto się z nimi targować, bo i tak ich ceny są bardzo niskie! Wszyscy oni wyznają w głównej mierze islam, odłamu sunnickiego (ok 90 %). Nie każdy jednak Egipcjanin jest muzułmaninem, gdyż spotkamy się tu również z chrześcijanami (Koptami), którym blisko do starożytnych Egipcjan. Stanowią oni mniejszość (ok 8 mln), ale przed podbojami Arabów, dominowali na tym terytorium. Ciekawostką jest to, że nie podlegają Watykanowi, a rozpoznać ich można po wytatuowanym na ręce krzyżu. Handlujące miasta i rolnicze wsie Mieszkający na wsi mieszkańcy Egiptu, przeważnie zajmują się rolnictwem i hodowlą. Tu nie dojeżdżają autokary wypełnione turystami, także handel pamiątkami się nie opłaca. Co innego jeśli mówimy o mieszkańcach miast, tych wielkich jak Kair czy turystycznych jak Hurghada. Ci Egipcjanie, do perfekcji opanowali trudną grę zwaną zakupami. Rozpoczynając od gry wstępnej w postaci słodkiej herbaty, otumaniają turystów wszędobylskim zapachem kadzideł i olejków eterycznych, po to tylko żeby sprzedać kolejną pamiątkę. Handlują wszystkim czym się da i tym co kupią turyści. Przydatnym byłoby nauczyć się z nimi targować, chociaż ta tajemna sztuka i tak w ich wydaniu jest nie do opanowania. Warto pozwolić im na bliższą interakcję i prezentację swojego towaru. Dajmy się zaprosić na niezobowiązującą herbatkę, gdyż w tych okolicznościach znacznie bardziej poczujemy klimat Egiptu, niż sącząc drinki na hotelowej plaży. Oni i tak są przyzwyczajeni, że turyści wolą patrzeć niż kupować i nikogo to nie obraża. Handluje tutaj każdy i można dojść do wniosku, że sprzedawcy przekazują sobie pamiątki, z pokolenia na pokolenie. Szybko da się też zauważyć, że na bazarach i ulicach nie widać kobiet, gdyż te często nie pracują, tylko zajmują się domem. Nie powinniśmy więc się dziwić, gdy przy wyborze odpowiedniego odcienia szminki, pomagać nam będzie raczej mężczyzna, a nie kobieta:) Globalizacja w wydaniu egipskim W mieście życie płynie szybko, dynamicznie i głośno. Z każdej strony słychać krzyki sprzedawców, naganiaczy i kierowców rozpędzonych taksówek. Na tych ostatnich, szczególnie trzeba uważać w postnym miesiącu ramadan, gdyż z badań wynika, iż wtedy liczba wypadków samochodowych znacznie się zwiększa. Także w tym okresie lepiej unikać poważnych transakcji handlowych czy wizyt w bankach, gdyż większość Egipcjan nie pracuje albo przychodzi do pracy w bliżej nie ustalonych godzinach. Kobiety miastowe, ubierają się odpowiednio do środowiska, czyli zdecydowanie bardziej wyzywająco, a już na pewno w stylu europejskim. Wiążą chusty w sposób, który akurat jest modny, mocno się malują i przede wszystkim, częściej niż na wsi, pracują i wychodzą z domu. Ci, którzy nie pracują, szczególnie latem, zaczynają opuszczać swoje domy dopiero przed zachodem słońca i to wtedy otwierają sklepiki i restauracje, bo kiedy robi się ciemno, także i temperatura spada, a wtedy można zasiąść przy miętowej herbacie z sziszą w dłoni i leniwie spoglądać na przemieszczających się turystów. Egipski pokaz mody Mylnym byłoby stwierdzenie, że Egipt i każdy kraj arabski, opiera się wszelkiej modzie ze względu na surowe zasady dotyczące ubioru, które stawia islam, głownie w stosunku do kobiet. Przede wszystkim, nie każda kobieta zasłania swoje ciało, a dzisiaj też nie zawsze jest to nakaz jej męża czy ojca – kobiety często same decydują się na taki krok. W dużych metropoliach zdecydowanie więcej kobiet odsłania twarz, a nawet włosy i ubiera się w stylu europejskim. Wśród tych, które decydują się nosić hidżab (chusta na włosy), czy dodatkowo niqab (rodzaj chusty zasłaniającej twarz, bez oczu), widać wpływy prozachodnie. Te kobiety również chcą być modnie i dobrze wyglądać, dlatego potrafią w sklepach z odzieżą spędzać całe dni, żeby później poszaleć na typowo damskich imprezach albo żeby przypodobać się mężowi – w domu surowe reguły nie obowiązują. Zwracają one uwagę na szczegóły, bo w jednym sezonie modne są wiązania z tyłu głowy, w innym specyficzne drapowania tkaniny, a jeśli chodzi o kolory i wzory, to aktualny trend zmienia się tak szybko, że ciężko nadążyć. Pod abają (rodzaj długiego płaszcza) panuje całkowita dowolność i brak ograniczeń, co szczególnie korzystne jest gdy zaśpimy.. możemy wtedy zostać w piżamie:) Uważny czytelnik w tym momencie, pewnie zadaje sobie pytanie, jak w stosunku do szczelnie zakrytych kobiet, mają się tancerki tańca brzucha? Dlaczego nie sieją zgorszenia i dlaczego na taki strój się przyzwala? Noc poślubna. Tak, to właśnie na takie okazje, muzułmanki tygodniami poszukują idealnego stroju, aby zaprezentować się przed swoim mężem, który często do tego momentu widział tylko oczy swojej wybranki. A taniec brzucha w hotelach? To często tylko atrakcja turystyczna, a same tancerki nie są Egipcjankami. Ach te odmienności! Mężczyźni całujący się w policzek czy nawet gorzej, trzymający się za ręce – to coś zupełnie normalnego w Egipcie. W Polsce, kobiety na powitanie często całują się dwukrotnie w policzek, tutaj robią to mężczyźni.. czterokrotnie. Panowie trzymający się za ręce, to również wynik odmienności kulturowej, często mylony z inną orientacją seksualną, gdyż oni właśnie w ten sposób wyrażają swoją sympatię i szacunek. Absolutnie zakazane są natomiast publiczne kontakty fizyczne, między przedstawicielami odmiennych płci – dotyczy to także par i małżeństw. Naród bardzo honorowy Egipcjanie, podobnie jak Polacy, słyną z gościnności. Nawet będąc na zorganizowanej wycieczce, na której nie możemy sobie pozwolić na swobodę wyboru dotyczącą tego gdzie jemy czy odpoczywamy, możemy się o tym przekonać. Na każdym suku zostaniemy zaproszeni na herbatkę i krótką pogawędkę. Jeśli zostalibyśmy zaproszeni do domu, należy koniecznie przystać na taką propozycję i przyjść z małym podarkiem, zostawiając buty przed wejściem. Z całą pewnością powita nas tłum ludzi, bo Egipcjanie to naród bardzo rodzinny, który dodatkowo lubi wszystkie posiłki spożywać w towarzystwie… lubi też przy okazji plotkować, ale to chyba jak każdy :) Szczególny szacunek okazuje się tu osobom starszym, a każdy z mężczyzn za punkt honoru, stawia sobie dbałość o dobre imię swojej żony/siostry/córki.
O której godzinie robi sie ciemno w zime ? 2009-12-03 19:39:28; o której mniej / więcej robi ciemno? 2010-10-30 15:53:14; O której godzinie robi się już ciemno? 2016-11-26 05:47:31; O której godzinie w maju robi się ciemno? 2010-03-24 12:58:00; O jakiej godzinie mniej więcej teraz robi się ciemno? 2012-01-14 10:04:24
Opublikowany: | Przez: El Sahel Travel - wycieczki fakultatywne z Hurghady Zastanawiacie się czy warto wybrać się do Egiptu w grudniu? Postaramy się przybliżyć wam czego można się spodziewać byście mogli zdecydować czy wakacje zimą w Egipcie to dobry pomysł. Pogoda w Egipcie w grudniu W ciągu dnia w grudniu mamy w Hurghadzie ponad dwadzieścia stopni ciepła. Podobną temperaturę ma woda w Morzu Czerwonym. Jak na załączonym zdjęciu widać wciąż można pływać i wcale nie są konieczne pianki do snurkowania. Można też bez problemu opalać się. Koniecznie zabierzcie z Polski kremy z filtrem. Warto pamiętać, że w Egipcie zawsze wcześnie zachodzi słońce. Latem już przed dziewiętnastą robi się ciemno, zaś zimą około siedemnastej. Pływanie w morzu i opalanie wchodzi więc zwykle w grę do godziny piętnastnej. Wieczory i noce są chłodne (dobrze zabrać ze sobą cieplejsze ubrania). Chmury na niebie Wiosną, latem i jesienią egipskie niebo nad Hurghadą jest niemal cały czas zupełnie bezchmurne. To właśnie zimą zdarza nam się zobaczyć na niebie trochę chmur. Ale zazwyczaj nie są to chmury deszczowe czy gradowe, tylko przyjemna bialutka "pierzynka", która dodaje uroku zdjęciom z wakacji. Denerwujące bywa gdy chmur jest sporo, a ty akurat zdecydowałeś popływać, bo zimą w Egipcie bywa wietrznie, a gdy słońce zajdzie za chmury robi się dość chłodno, ale na szczęście rzadko zdarza się duże zachmurzenie. Idealny czas na zwiedzanie Dzięki niższym temperaturom listopad, grudzień, styczeń i luty to najlepsze miesiące na zwiedzanie. Całodniowe wycieczki do Kairu i Luksoru cieszą się w tym okresie największą popluarnością. Długa podróż i chodzenie po starożytnych zabytkach o wiele mniej dają się we znaki przy dwudziestuparu stopniach niż przy czterdziestu, które mamy latem. Jeśli więc chcielibyście zobaczyć piramidy, starożytne świątynie czy grobowce, zima to najlepszy czas na wakacje w Egipcie. Święta i Sylwester w Egipcie Święta w Egipcie z pewnością nie będą białe. Zamiast śniegu, będzie was otaczać piaszczysta plaża, turkusowe morze i zielone palmy. Jednak w hotelach można poczuć świąteczny klimat. Budynki przystrojone są kolorowymi światełkami, poubierane są choinki, wystawione figurki Mikołajów. Dodatkowym plusem spędzania tego czasu na all inclusive jest fakt, że nie musicie się martwić świątecznymi porządkami czy gotowaniem. W hotelach przygotowywana jest uroczysta kolacja wigilijna i Sylwester. Warto kupując wycieczkę sprawdzić, czy udział w tych wydarzeniach jest wliczony w cenę czy dodatkowo płatny. Sezon truskawkowy Co ciekawe nam, mieszkającym tu na stałe, grudzień w Egipcie kojarzy się przede wszystkim z ... truskawkami. To właśnie w tym czasie w Egipcie mamy sezon na pyszne egipskie truskawki. Za około 1$ można kupić kilogram czerwonych, soczystych owoców. Warto wybrać się w tym czasie na targ na Daharze, lub chociażby do najbliższego "warzywniaka" i za niewielkie pieniądze sprawić sobie odrobinę słodkiej przyjemności. Warto czy nie warto? Naszym zdaniem zdecydowanie warto! Chętnie poznamy jednak wasze opinie. Może mieliście okazję już być w Egipcie zimą, a może chcielibyście się wybrać, ale macie wątpliwości? Napiszcie w komentarzach na co waszym zdaniem zwrócić uwagę podejmując decyzję o wyjeździe do Egiptu w zimowych miesiącach. Materiał zawiera scenariusz lekcji dla nauczyciela; cele w języku ucznia; informacje dotyczące: perspektywy i jej rodzajów (rzędowa, topograficzna, hieratyczna, kulisowa), linii horyzontu, linii kierunkowych i ich wpływie na postrzeganie iluzji przestrzeni na płaszczyźnie; 2 filmy (4:12; 2:57) przedstawiające iluzję przestrzeni; 8 ćwiczeń interaktywnych (1 – polega na wskazaniu Jest ciepła, sierpniowa noc, ostatni tydzień tegorocznych, letnich wakacji. Wśród pasażerów drzemiących w samolocie tureckich linii delikatne poruszenie, zbliżamy się bowiem do lądowania. Ogarnia mnie lekkie podniecenie, wyglądam przez okno, żeby nacieszyć się widokiem na który czekałam kilka miesięcy i który kocham: w dole rozświetlone gigantyczne miasto, malutkie jeszcze z tej wysokości, ale coraz wyraźniejsze, liczne bloki mieszkalne, przecinające się jak w labiryncie ulice, niebieskie prostokąty basenów, jakiś stadion, samochody poruszające się jakby w zwolnionym tempie wciąż liczne mimo późnej pory....serce bije mi radośnie i chyba szybciej: znowu kolejny raz nacieszę się tymi ludźmi i tym miastem; jestem w Kairze! Jest druga w nocy, gdy szybko i sprawnie opuszczamy samolot. Znane mi już lotnisko nie sprawia problemów. Kupuję wizę, wklejam ją do paszportu i przechodzę przez punkt kontrolny. Dłuższa chwila niepewności podczas oczekiwania na bagaż i nie zaczepiana przez nikogo wychodzę na zewnątrz. Ogarnia mnie fala ciepłego egipskiego powietrza, wdycham je radośnie i głęboko. Niemalże w tej samej chwili wśród grupy oczekujących ludzi dostrzegam przyjaciół, księży ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich- pochodzącego z Kenii ks proboszcza Robbina i ks. Wilsona z Indii. Jak miło jest ich znowu spotkać ! Ściskamy się serdecznie, oddaję im moje walizki i rześkim krokiem ruszamy do taksówki. Dzielnica Szubra, w której znajduje się zaprzyjaźniona, katolicka parafia Św Marka znajduje się w odległości ok. 45- tu minut jazdy samochodem od lotniska. Ruch na ulicach jest już nieco mniejszy i nie ma korków, niemniej jednak kierowca musi wykazać się dużą sprawnością ,aby szybko pokonać tę trasę. Główne ulice są z reguły jednokierunkowe, ale nie mają żadnych wytyczonych pasów ruchu. Samochody poruszają się bardzo blisko siebie, często niemalże slalomem, trąbiąc ostrzegawczo przed zaplanowanym manewrem wyprzedzania. Mimo zmęczenia i późnej pory mam świetny nastrój. Śmiejemy się i rozmawiamy. Trochę żartujemy z Wilsona, który rozpoczął niedawno kurs nauki jazdy po Kairze, ale daleko mu jeszcze do sprawności poruszania się naszego kierowcy. Droga upływa szybko i wkrótce jesteśmy prawie w domu. Ulica przed kościołem jest zamknięta dla ruchu samochodowego od kilku miesięcy. Dokładnie od 12-tego kwietnia czyli tragicznej Niedzieli Palmowej- dnia w którym terroryści z tzw. państwa islamskiego doprowadzili do dwóch eksplozji przed kościołami koptyjskimi w dwóch egipskich miastach raniąc i zabijając wielu ludzi. Ostatni odcinek drogi pokonujemy więc piechotą. Przed kościołem znajduje się posterunek policji. Kilku policjantów w białych mundurach i z karabinami pilnuje całą dobę wejścia, sprawdzając wszystkich nieznanych ludzi zmierzających do kościoła. Tuż za furtką dostrzegam elektryczną bramkę, kolejny, nowy punkt kontrolny. Policjanci rozpoznają Robbina z Wilsonem i wpuszczają nas bez przeszkód. Po kilku minutach jestem już w swoim pokoju. Tym razem mam szczęście- zostaję ulokowana w pokoju w oddzielnym budynku w którym zazwyczaj mieszka przebywający obecnie na urlopie ks Kazik, a to oznacza, że mam do dyspozycji pokój z klimatyzacją. Budynek jest stary, od dawna nieremontowany i niektóre jego części jak np. łazienka pozostawiają wiele do życzenia, ale w Kairze mało rzeczy mi przeszkadza. Po prostu kocham tu być. Dostaję też do ręki pęk kluczy do drugiego, dużego budynku gdzie jest kuchnia, jadalnie, mała kaplica i pokój w którym spotyka się zazwyczaj wieczorami cała wspólnota pracujących tutaj księży i do którego mogę wejść odpocząć, czy też obejrzeć telewizję o każdej porze dnia. Jest już naprawdę późno, wymieniamy kilka ostatnich zdań, wyjmuję z bagażu przywiezione i oczekiwane tutaj zawsze polskie przysmaki oraz jakieś drobne prezenty i wreszcie idę spać, szczęśliwa, że przede mną kolejna, tygodniowa egipska przygoda. Dzień pierwszy- czyli podróż do Sohag Wcześnie rano budzi mnie głos muezina wzywającego do modlitwy. Słyszę go za każdym razem gdy tutaj jestem. Przypomina mi on, że jestem w trochę innym świecie, który jednak jest światem fascynującym, jest także Bożym światem i wcale niekonieczne światem wrogim. Trochę się modlę, trochę czytam i rozmyślam. Nie śpieszę się ze wstawaniem, bo nie mam żadnych konkretnych planów na przedpołudnie, a poza tym czeka mnie dzisiaj całonocna podróż pociągiem do Sohag w Górnym Egipcie. Dłuższy ranny odpoczynek jest więc jak najbardziej wskazany. O godz. 8:30 dostaję od Robbina wiadomość z zapytaniem czy przyjdę na śniadanie. Robbin jest już po porannym joggingu i modlitwie. Umawiamy się w kuchni za 10 minut. Mamy przywiezioną przeze mnie , bardzo cenioną tutaj polską kiełbasę, więc utartym już zwyczajem smażę jajecznicę na kiełbasie, którą wszyscy tu bardzo lubią. W kuchni spotykam dwóch nieznanych mi wcześniej księży, a dokładniej kleryków, zwanych tutaj „seminarians” Jeden z nich Rodrig pochodzi z Wybrzeża Kości Słoniowej, a drugi Joshua z Zambii. Spędzą w Kairze ok 10-ciu miesięcy na swoich obowiązkowych praktykach. Tak więc obecnie w parafii pracuje razem z nimi ośmiu księży : ks. Robbin, superior z Kenii, ks Amal z Indii, który dołączył do wspólnoty niedawno, po wieloletniej pracy w Tanzanii, ks Wilson również z Indii, który w tym roku po raz pierwszy odwiedził Polskę, ks Peter i ks Isa z Nigerii oraz Jean Paul z Wybrzeża Kości Słoniowej. Każdy z nich jest inny, każdy ma inne trochę pasje i zainteresowania, ale wszyscy razem tworzą wspólnotę, której nie da się nie lubić i z którą naprawdę dobrze jest być. Po śniadaniu każdy rusza do swoich zajęć, a ja postanawiam odwiedzić mój ulubiony, stary koptyjski Kair. Stary koptyjski Kair to najstarsza część miasta. Prawdopodobnie już w VI w była tutaj osada miejska. W czasach rzymskich znajdowała się tu forteca i miasto Babylon. Mieszkający tutaj chrześcijanie zaczęli krzewić swoją wiarę w całym Egipcie, a jak była ona silna może świadczyć sporo zachowanych świątyń wzniesionych na niewielkiej powierzchni (do dziś zachowało się pięć, które można zwiedzać). W dzielnicy stoją także najstarsza synagoga w mieście i meczet. Dojazd jest stosunkowo prosty, bo stacja metra mieści się tuż obok jednego z kościołów. Jazda metrem nie jest niczym trudnym, trzeba kupić sobie bilet za dwa egipskie funty oraz pamiętać na której stacji linie metra się łączą i gdzie ewentualnie należy się przesiąść. Poza tym w godzinach szczytu oraz podczas samotnych podróży wybieram zawsze przedziały dla kobiet, które zazwyczaj nie są tak zatłoczone i jazda nimi jest przyjemniejsza. W ostatnio wybudowanej, nowoczesnej linii jest klimatyzacja i nazwy kolejnych stacji są wyczytywane, a także wyświetlane w języku arabskim i angielskim. Poza tym wszyscy są naprawdę uprzejmi, ustępują często miejsca, niekiedy pytają czy wiem gdzie wysiąść. Podróż do koptyjskiego, starego Kairu trwa dość długo i pozostaje mi niewiele czasu na odwiedzenie ulubionych miejsc. Wchodzę więc tylko do potężnego, greckiego, ortodoksyjnego kościoła św Jerzego i odwiedzam mój ulubiony Kościół Zawieszony. Turystów jest mało, a przed bramami do kościołów siedzą jak wszędzie policjanci w białych mundurach z bronią. Muszę otworzyć torbę i pokazać, że nie mam w niej nic niebezpiecznego. Policjanci są mili, uśmiechają się i pytają skąd przyjechałam. Jest gorąco, temperatura sięga 37-ciu stopni, ale jestem do tego już przyzwyczajona, poza tym uwielbiam to miejsce i nic nie jest w stanie popsuć mi dobrego nastroju. W Kościele Zawieszonym, powstałym ok. V-VI w i wybudowanym na wieżach dawnej rzymskiej fortecy spotykam kilka mało licznych wycieczek oprowadzanych przez przewodników. Siadam sobie na parę minut w ławce, aby odpocząć od upału, pooddychać tutejszą atmosferą i spokojnie się pomodlić. Niestety czas płynie szybko i muszę wracać, jeśli chcę spotkać wszystkich na obiedzie o Nie ma jeszcze ks. Jean Paula, który dopiero za dwa dni wraca z wakacji, więc jest szansa, że rozmowy będą przy stole głównie po angielsku, co mnie bardzo cieszy, bo będę miała szansę chociaż trochę w nich uczestniczyć. Na obiad jest makaronowa zapiekanka z mielonym mięsem i warzywami. Bardzo ją lubię, jak prawie wszystko tutaj. Wilson przynosi trochę przypraw, przywiezionych z Indii. Próbuję jedną z nich o nazwie mango, ale z owocem mango ma ona moim zdaniem mało wspólnego. Jest za to tak ostra, że nie mogę jej przełknąć czym oczywiście rozbawiam wszystkich. Śmiejemy się, rozmawiamy i czas mija bardzo szybko. Każdego dnia o w kościele św Marka na Szubrze odprawiana jest msza św. Dzisiaj jest ona niestety w języku arabskim, więc niczego nie rozumiem. Staram się jednak podążać myślą korzystając z czytań zamieszczonych w internecie mojego telefonu i modląc się po cichu w języku polskim. Komunia jest zawsze pod dwiema postaciami, co jest dla mnie źródłem dodatkowej radości podczas każdego pobytu tutaj. Wspólnota parafialna jest bardzo nieliczna. Kilkoro starszych ludzi i siostry zakonne prowadzące szkołę obok naszego kościoła. Przed mszą kilka starszych pań modli się odmawiając głośno różaniec po francusku. Francuskiego zaczęłam uczyć się niedawno i mam rozpisane na kartce modlitwy w tym języku, ale wymowa jest wciąż dla mnie trudna i nie mogę nadążyć. Dzień w Egipcie jest dość krótki. Słońce zachodzi bardzo szybko i o 19-tej jest już ciemno. Zbliża się czas naszej podróży do Sohag. Pakuję trochę rzeczy, głównie cieplejszą kurtkę do pociągu, bluzę, szczoteczkę do zębów oraz jakieś przebranie na jutrzejszy dzień i ok. godziny 21-ej czekam już na Robbina i Wilsona gotowa do podróży. W Górnym Egipcie byłam rok temu, ale ks Robbin jedzie dzisiaj z bardzo konkretną misją, a ja uwielbiam podróżować, więc udało mi się namówić go, aby zabrał mnie tam kolejny raz. Ksiądz Biskup kościoła koptyjsko-katolickiego w Sohag zaprosił misjonarzy ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich do współpracy. Chcą otworzyć nowy dom w miejscowości Tahta ok 30 km od Sohag. Powody są dwa- brakuje koptyjskich księży, a tamtejsze wspólnoty są w przeciwieństwie do parafii św Marka na Szubrze bardzo liczne i bardzo aktywne. Drugi powód jest jeszcze bardziej interesujący, otóż ks Biskup pragnie, aby Koptowie mieli większą świadomość powszechności kościoła, martwi się , że ich doświadczenie kościoła kończy się na ich wspólnocie i chciałby to zmienić, stąd pomysł zaproszenia do współpracy misjonarzy. Jesienią pracę w koptyjsko-katolickiej wspólnocie rozpocznie ks Wilson i Jean Paul. Robbin jedzie tam dzisiaj zobaczyć miejsce w którym misjonarze będą mieszkać oraz aby spotkać się i porozmawiać z ks Biskupem. Droga do kairskiego dworca nie jest daleka, pokonujemy ją więc piechotą. Jest ok. 21:30 i ruch na ulicach jest bardzo duży. Chowam się trochę za Wilsona gdy przechodzimy przez większe ulice, wciąż bowiem nie czuje się pewnie lawirując między rozpędzonymi samochodami. Jest w kilka miejsc w Kairze, które może nie budzą mojego przerażenia, ale nie czuję się w nich zbyt dobrze i nie chciałabym ich póki co odwiedzać w pojedynkę. Jednym z takich miejsc jest kairski dworzec. Jak zwykle tak i teraz jest tutaj tłum przemieszczających się w różnych kierunkach ludzi. Trudno dopatrzyć się jakiegokolwiek rozkładu jazdy pociągów, więc jedyną możliwością jest zapytanie stojącego obok jednego z pociągów konduktora. Pociągi są bardzo stare i brudne. Większość ludzi podróżuje wagonami tzw. trzeciej klasy, które choć mają miejsca siedzące standardem przypominają bardziej wagony towarowe niż osobowe. Wszędzie panuje wielki ścisk. Pomiędzy stojącymi pociągami przez tory wciąż przeskakują jacyś ludzie , skracając sobie drogę na kolejne perony. Na naszym peronie, na gołym betonie leży mężczyzna w pozycji na wznak. Ubrany jest w galabiję i bardzo brudny. Wydaje się odpoczywać i ku mojemu zdziwieniu ma bardzo zadowoloną minę. W pewnym momencie zakłada nawet nogę na nogę, nadal leżąc na gołym betonie. Nikt się nim nie interesuje, nikt też nie okazuje zdziwienia. Na ławeczkach, ale też na ziemi siedzą całe rodziny , często z małymi dziećmi, oczekując na swój pociąg. My też siadamy na wolnym skrawku ławki. Naszego pociągu jeszcze nie ma, prawdopodobnie podjedzie tutaj, po opuszczeniu toru przez pociąg do Asuanu, stojący na torze obok nas, ale nikt nie wie dokładnie o której godzinie to nastąpi. Rozglądam się wokoło i myślę jak ten świat jest inny od tego w którym żyję na co dzień i który dobrze znam. Boże, gdyby tu byli moi znajomi z pracy, moi przyjaciele z Polski, jestem pewna, że ten dworzec wprawiłby ich w prawdziwe przerażenie. Przychodzi mi do głowy, że może właśnie tak wygląda większa część naszego świata, tylko my żyjemy w jakiejś oazie dobrobytu i pokoju i nawet o tym nie wiemy. Ta myśl tak bardzo nie daje mi spokoju, że postanawiam podzielić się nią z moimi przyjaciółmi. „ Robbin, ten dworzec mnie trochę przeraża, czy myślisz, że większość naszego świata wygląda właśnie tak jak to wszystko tutaj?” Robbin jest zupełnie spokojny i nie wydaje się być przejęty tym co dzieje się wokół, „czy ja wiem , odpowiada, może pewna część tak, ale dworzec, jak dworzec, nic specjalnego” odpowiada. „Robbin, byłeś tyle razy w Europie, widziałeś wiele dworców, nie mów, że to jest normalne, dla mnie to inny świat” nie daję za wygraną, „poza tym czy myślisz, że gdybym była tutaj sama, gdyby kobieta z Europy była tutaj sama- byłaby bezpieczna?” „ myślę, że tak, odpowiada niewzruszony Robbin, przecież nic tutaj się takiego nie dzieje” „ A Afryka, czy w całej Afryce dworce są takie jak tutaj?:” pytam. „ to jest najstarszy dworzec w Afryce i dlatego wygląda jak wygląda, w Afryce nie ma zbyt wiele linii kolejowych, a te które są obecnie są znacznie nowsze, więc wyglądają lepiej” Wilson też zachowuje zupełny spokój. Indie bardziej przypominają Kair niż europejskie miasta, stąd on czuje się tutaj bardziej „u siebie”. W końcu przepełniony pociąg do Asuanu odjeżdża i podjeżdża ten, którym będziemy podróżować. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia skąd ludzie wiedzą który pociąg jest który, bo nie ma tutaj żadnych napisów. Ostatecznie wsiadamy i zajmujemy miejsca zgodne z tymi na naszych biletach. Siedzenia jak wszystko tutaj nie grzeszą czystością, ale są za to bardzo wygodne, szerokie i miękkie. Odległości miedzy siedzeniami są też na tyle duże, że spokojnie można wyciągnąć nogi i ułożyć się w pozycji półleżącej. Znając zamiłowanie Egipcjan do klimatyzacji i wybitnie niskich temperatur, zakładam od razu cienką, ale puchową i ciepłą kurtkę, bluzę i szal. Mam nadzieję, że tak opatulona przetrwam noc bez większego problemu Robbin i Wilson ubierają się również. Pociąg rusza z peronu, ale po kilkunastu minutach nieoczekiwanie staje. Jest znacznie opóźniony i nikt nie wie o której godzinie dojedzie do zamierzonego celu. Jestem bardzo zmęczona i szybko zasypiam rejestrując już tylko jak przez mgłę nieoczekiwane, długie postoje naszego pociągu. Dzień drugi - Sohag Budzę się, gdy na zewnątrz jest zupełnie widno. Dochodzi godzina 9-ta. „Gdzie jesteśmy” - pytam Robbina, „Nie mam pojęcia” - odpowiada - "...ale przypuszczam, że mamy jeszcze ok. godziny do Sohag, w nocy co chwilę stawaliśmy nie wiadomo z jakiego powodu." - "Och, to szkoda, spóźnimy się na mszę świętą z ks. Biskupem” - „Niestety tak” - potwierdza Robbin - „Chyba jeszcze nigdy nie jechałem do Sohag tak długo” - dodaje. Krótko przed godziną 10-tą jesteśmy na miejscu, po 12 godzinach jazdy pociągiem. Bierzemy taksówkę i po kilkunastu minutach wysiadamy przed siedzibą koptyjsko-katolickiego biskupa. Prawdę mówiąc znam już to miejsce i niezbyt lubię. Po za tym denerwuję się trochę przed spotkaniem z ks Biskupem. Ostatnim razem gdy byłam w tym samym miejscu ks Biskup był chory i nie miałam okazji go poznać. Wiem o nim tyle, że nie mówi po angielsku, ale po arabsku, francusku i chyba włosku. Poza tym księża tutaj raczej nie znają angielskiego. Wszyscy chodzą w sutannach i nigdy żadnego z nich nie widziałam w cywilnym ubraniu. Poza tym mam w pamięci różnych koptyjskich księży, których spotkałam i przypomina mi się właśnie zwyczaj całowania ich w rękę przez napotkanych wiernych. Wpadam w coraz większą panikę co jest dość zabawne.” Robbin, czy ja muszę spotykać księdza biskupa” - zagajam nieśmiało. „Pewnie tak, a czym się martwisz ?" - pyta Robbin. „Obawiam się, że zrobię coś głupiego, to mi się zdarza często, gdy się denerwuję”. Robbin śmieje się tylko. Próbuję jeszcze zagadać z Wilsonem: „Wilson, czy myślisz, że powinnam pocałować ks biskupa w rękę ?” - pytam. Robbin, który to słyszy parska śmiechem: „Nie całuje się w rękę, tylko w pierścień na którym jest krzyż” - wyjaśnia Wilson - „Poza tym, nie martw się zbytnio” - uspokaja. „Możesz go pocałować w policzek albo rzucić mu się na szyję, jest dżentelmenem, nic ci nie powie” - śmieje się Robbin. Nie bardzo mnie to wszystko uspokaja. Prawda jest taka, że bardzo lubię jeździć do Sohag z uwagi na długą podróż i możliwość podziwiania egipskich krajobrazów, ale za tym miejscem w którym jesteśmy jakoś nie przepadam. Tak jak przewidywaliśmy, jest już po mszy świętej i po wspólnym śniadaniu. Panie pracujące w kuchni przygotowują coś do zjedzenia dla nas, potem Wilson otrzymuje klucze od dwóch pokoi w których możemy odpocząć. Mamy kilka godzin czasu, w każdym razie Wilson i ja, bo Robbin udaje się za chwilę na spotkanie z ks Biskupem. Ok. 12- tej Wilson woła mnie na obiad. Gdy wchodzimy do jadalni dostrzegam chyba wszystkich tutejszych księży siedzących już przy stole. Wypadałoby się jakoś przywitać, ale chwilowo nie wiem jak i wpadam w panikę: „Wilson co ja mam powiedzieć?” - pytam i w momencie gdy widzę zdziwioną minę Wilsona uświadamiam sobie, że spytałam go po polsku. „Dzień dobry” po arabsku właśnie zapomniałam, "hello" – zdecydowanie nie wypada, "szczęść Boże" raczej nikt nie zrozumie. Ksiądz Biskup wstaje od stołu i wita się ze mną pozdrawiając po francusku, niestety ze zdenerwowania zapominam co powinnam odpowiedzieć i próbuje wszystko nadrobić pochyleniem głowy i serdecznym uśmiechem. Robbin ratuje mnie tłumacząc szybko, że rozumiem tylko po angielsku. Zaczynamy obiad, atmosfera jest raczej ciężka, ponieważ nikt się nie odzywa. Słychać tylko brzęk sztućców. Wszyscy sobie usługują i są mili, ale obiad przebiega w kompletnej ciszy. Prawdę mówiąc marzę o tym, żeby już stąd pójść. Po obiedzie wychodzimy do przestronnego holu gdzie stoi kilka stolików. Wypijamy herbatę i kawę w towarzystwie ks. Biskupa i tutejszych księży. Wilson rozbraja atmosferę rozśmieszając czymś wszystkich, ale mówi po arabsku i niestety nic nie rozumiem. W każdym razie dzięki niemu, robi się nieco milej. Po obiedzie zabieramy swoje rzeczy, żegnamy się z wszystkimi i wsiadamy do podstawionego samochodu. Kierowca zabierze nas do miejscowości Tahta, oddalonej ok 30 km od Sohag. To właśnie tu mają osiedlić się misjonarze z SMA już we wrześniu. Jedziemy zobaczyć przydzielony im przez ks. Biskupa apartament. Budynek graniczy z murowanym, dość dużym i ładnym kościołem i znajduje się przy gęsto zabudowanej ulicy. Na dole mieszka ksiądz koptyjski Antonio, starszy, otyły w zakurzonej jak wszyscy tutaj czarnej sutannie, otwiera szeroko drzwi i serdecznie zaprasza nas do środka. Apartament dla Jean Paula i Wilsona znajduje się pięto wyżej. Składa się on z dwóch niezbyt dużych pokoi z kuchnią, jednej łazienki i wąskiego balkonu. Wszystko jest pokryte gruba warstwą kurzu i wymaga remontu, ale generalnie robi dość dobre wrażenie. Wilson jest jednak trochę rozczarowany. Brakuje miejsca na prywatna kaplicę, korzystanie z jednej łazienki może być nieco uciążliwe i na dodatek brak pokoju dla gości. Martwimy się też trochę o Jean Paula, który będzie smutny jeśli nie znajdzie miejsca na ogród i nie będzie mógł rozwijać tutaj swojej ogrodniczej pasji. Zwiedzając wszystko po kolei wychodzimy na dach budynku. Znajduje się tutaj jedna wielka rupieciarnia, ale Robbin z Wilsonem snują już plany o wykorzystaniu tej powierzchni na pokój gościnny i może nawet kaplicę. Robi się popołudnie, pociąg już odjechał i musimy do Kairu wracać busem. Zwiedzamy jeszcze kościół, robimy kilka pamiątkowych zdjęć i żegnamy się z Abuną Antonio. „Cieszysz się, że tutaj będziesz?” - pytam Wilsona - „Jasne, bardzo się cieszę” - pada odpowiedź; „To nowe wyzwanie i nowa szansa, żeby zrobić coś naprawdę dobrego. Tutaj ludzie są inni, wspólnoty koptyjsko-katolickie są bardzo liczne i żywe. Ludzie przychodzą na msze święte, na spotkania, spowiadają się, szukają u księży rady w wielu sprawach swojego życia, chcą naprawdę żyć wiarą. Wierzę, że będę im potrzebny i że wiele się od nich nauczę” odpowiada Wilson. Gdy wychodzimy przed budynek bus już na nas czeka. Jest wyjątkowo w dobrym stanie jak na egipski standard. Pakujemy się do środka i powoli opuszczamy te strony. Podziwiam egipski krajobraz. Liczne farmy przy drodze, dojrzewające na palmach daktyle, osiołki ciągnące wozy załadowane kukurydzą, biegające często boso, umorusane dzieci, mężczyźni w długich zazwyczaj szarych lub białych galabijach podróżujący na osiołkach, stragany z warzywami i owocami i małe przydrożne sklepiki… Słońce zaczyna zachodzić gdy wyjeżdżamy na trasę szybkiego ruchu. Za zielonym pasem farm widoczna jest górzysta pustynia. A jeszcze kilka lat temu myślałam, że pustynia jest płaska i piasek na niej przypomina ten nasz z polskich plaży… Wkrótce farmy giną mi z oczu i pustynia staje się wszechobecna, widoczna aż po horyzont z obu stron naszej drogi. Słońce jak zawsze w tej szerokości geograficznej zachodzi bardzo szybko. Kilka dłuższych chwil i już chowa się za pustynnymi górami. Jedziemy naprawdę szybko. Nasz kierowca robi kilka rzeczy naraz: prowadzi samochód rozmawiając nieustannie przez telefon komórkowy i umawiając transport kolejnym klientom i jeszcze obsługuje video włączając co już jakiś nowy film. Filmy są po arabsku więc nawet nie staram się ich śledzić, Robbin ogląda bo często wybucha śmiechem, Wilson próbuje śledzić akcję, ale w końcu się zniechęca, bo nie rozumie wielu arabskich słów. Przemieszczamy się dużo szybciej niż pociągiem bo po około sześciu godzinach jazdy wjeżdżamy do Kairu. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.” Robbin, a co z kierowcą, zostaje z nami na noc, czy on może mieszka w Kairze ?” pytam. „Wyobraźcie sobie, że on jeszcze tej nocy wraca do Sohag” - mówi Robbin - „Umówił sobie pasażerów na drogę powrotną”. Prawdę mówiąc jesteśmy przerażeni tym pomysłem. Jechaliśmy tak długo, dochodzi północ, jak on da radę wrócić? Współczuję mu z całego serca i podziwiam jednocześnie… mam nadzieję, że bezpiecznie dotrze do domu. Dzień trzeci - Attaba W piątek rano budzę się dosyć późno. Biorę szybki prysznic i właśnie się zastanawiam co robić dalej, gdy słyszę pukanie do drzwi. To Robbin z brewiarzem w ręku, prawdopodobnie wracający z porannej modlitwy: „Pukałem do ciebie wcześniej, bo ks. Peter szedł do hinduskich sióstr odprawiać mszę św i pomyślałem, że może chciałabyś pójść z nim, ale chyba spałaś” - mówi. „Och szkoda, bardzo chciałam z nim pójść” - odpowiadam zmartwiona. Bardzo lubię te siostry, a poza tym Peter odprawia tam po angielsku i chętnie posłuchałabym jego refleksji nad dzisiejszą Ewangelią. No trudno, może pójdę następnym razem, pocieszam się. Nie jestem głodna i nie mam ochoty na śniadanie, a poza tym nie mam pomysłu na dzisiejszy dzień. Msza święta będzie tutaj dopiero wieczorem, do obiadu o 13-tej też jeszcze sporo czasu. Postanawiam napisać do Wilsona: " Co robisz dzisiaj Wilson” - pytam - „...bo ja nie mam pomysłu i mam dużo wolnego czasu”. „ Jadę na Attaba kupić stojak do mojej gitary...Jeśli chcesz możesz jechać ze mną”. Ok. Odpisuję uradowana, zawsze to jakiś pomysł i jakieś nowe doświadczenie w moim poznawaniu Kairu. Zgodnie z umową czekam na Wilsona o godz. 11-tej przed moim domkiem. Attaba jest niedaleko, dwie stacje metrem od nas. Pamiętam to miejsce, tutaj umawiałam się rok temu z Danielem, świeżo ochrzczonym muzułmaninem gdy jechaliśmy razem na zakupy do Chan al- Chalili. Tym razem jednak mamy duży problem z odnalezieniem sklepów ze sprzętem muzycznym. Wilson był tutaj dość dawno i musi kilkakrotnie pytać o drogę. W końcu jesteśmy na miejscu. Stojaki pod gitarę podobne do naszych w Polsce, wyglądają całkiem solidnie i cena tez wydaje się przyzwoita, ale Wilson nie jest do nich przekonany. „O co chodzi Wilson?” - pytam - „Te stojaki są naprawdę w porządku, znam się na tym , w końcu mam syna gitarzystę.” „Wolałbym plastikowe bo będą lżejsze, no i są trochę za drogie” -odpowiada. „Wilson, one są serio dobre, plastikowe będą mniej stabilne, poza tym możemy zawrzeć umowę, mam trochę funtów, zapłacimy po połowie” - dodaję a uśmiechem. Wilson jest zadowolony, ja też, nawet bardzo, zwłaszcza , że jest 12 –ta w południe i żar leje się z nieba, nie mam specjalnej ochoty na szukanie kolejnych sklepów ze stojakową ofertą. Wracamy do domu w pełni zadowoleni, dochodzi pierwsza i chcemy zdążyć na wspólny lunch. Po drodze Wilson wymienia mi najważniejsze cele jakie sobie postawił i ma zamiar osiągnąć w najbliższym możliwym czasie. „Chcę nauczyć się dobrze lokalnego arabskiego, udoskonalić grę na gitarze, skończyć kurs na prawo jazdy, aby poruszać się tutaj samochodem…” - wymienia prawie jednym tchem - „Wtedy będę mógł prowadzić wiele spotkań z ludźmi po arabsku i naprawdę głosić Ewangelię…”. "Jesteś młody, zdolny, ambitny i pracowity, dasz radę, inshallach" - śmieję się serdecznie. Pamiętam dobrze jego wyniki z egzaminów w szkole arabskiego, nie widziałam żadnego poniżej 90-ciu procent. Zaczynam myśleć o swoich życiowych celach… tyle z nich już za mną, mam chyba teraz jeden cel…chciałabym bardziej przylgnąć do Pana Jezusa i być po prostu lepszym człowiekiem…. Na obiad spóźniam się kilka minut, bo wszyscy już siedzą przy stole gdy wchodzę do jadalni. Wita mnie gromkie, słyszalne już od drzwi "Alinaaa, hellooo" …. Jean Paul właśnie wrócił z wakacji i cieszy się na mój widok, wtóruje mu Peter, który raptem nie widział mnie 1,5 dnia…reszta też wydaje się być bardzo zadowolona. Ich naprawdę nie sposób nie lubić, czy można się dziwić, że czuję się tutaj jak w swoim domu ? Ściskam Jean Paula i pokazuję mu paczki z nasionami trawy, które przywiozłam dla niego z Polski. Jean Paul jest zapalonym ogrodnikiem, jest kompletnie oszalały na punkcie roślin i ogrodu, pielęgnowanie których uważa wręcz za swoją misję. Ma ciągle problem z wyhodowaniem dobrej trawy, bo mimo podlewania trawa szybko usycha, próbował już wielu gatunków i wszystko na nic. Nieraz o tym rozmawialiśmy i wyszukałam dla niego w Polsce nasiona trawy szczególnie odpornej na słońce, chcemy spróbować czy polska trawa poradzi sobie w egipskim klimacie. Po obiedzie idę na zakupy. Mam zamiar upiec jutro bananowe ciasto, które wszyscy bardzo lubią. Chcę zadośćuczynić Isie, który podczas ostatniego mojego pobytu tutaj zjechał niezły kawałek Kairu w poszukiwaniu potrzebnych do ciasta bananów, a ja zamiast smacznego ciasta upiekłam dwa potężnych rozmiarów zakalce. Niestety zabrakło mi czasu, aby się zrehabilitować, bo był to mój ostatni dzień przed powrotem do Polski i mam zamiar zrobić to teraz. Przepis na bananowe ciasto, a raczej „banana bread” przywiozłam z Kenii od sióstr Robbina. Ciasto jest bardzo smaczne, ale zaburzenie proporcji pomiędzy składnikami kończy się często zakalcem czego doświadczyłam niestety ostatnio. W każdym razem jutro spróbuję jeszcze raz i mam nadzieję, że pójdzie mi lepiej. W niewielkim sklepie samoobsługowym niedaleko od naszej stacji metra jest zawsze tłok. Problemem bywa nieznajomość arabskiego, bo niewielu ludzi mówi po angielsku, nawet młodzież miewa problemy z angielskimi liczbami co źle świadczy o poziomie w tutejszych szkołach. Ale i tak uwielbiam robić sama zakupy, zwłaszcza, że ludzie są serdeczni i usiłują pomóc, a ceny w sklepach takich jak ten są stałe i nie grozi mi żadne oszukaństwo co jest normą na każdym bazarze. Kupuję wszystko co mi potrzebne łącznie z dwoma kilogramami bananów i bardzo zadowolona z siebie wracam do domu. W salonie na górze spotykam Petera –„ Kupiłaś to wszystko sama?” - pyta ze zdziwieniem. Peter jest odpowiedzialny we wspólnocie za opiekowanie się gośćmi i dotychczas on kupował wszystko czego potrzebowałam do moich kulinarnych poczynań. "Jasne, że sama, bez problemu” -odpowiadam nie kryjąc dumy. „Teraz zawsze będę robić sama zakupy, to naprawdę fajne doświadczenie” - dodaję. Wieczorna msza jest dzisiaj po francusku. Zdecydowanie wolę po francusku niż po arabsku, ale i tak wspomagam się tekstami czytań w moim telefonie. Gdy wychodzimy z kościoła jest już ciemno. Oczywiście ciemno nie oznacza w Kairze końca dnia. Robi się chłodniej i życie tutaj dopiero się rozkręca. Lubię to miasto i lubię ten nocny gwar i ruch na ulicach, lubię słuchać nawoływań do modlitwy płynących z licznych meczetów, lubię obserwować roześmianych ludzi wokół…."Jaki ten świat byłby piękny gdyby ludzie umieli żyć na nim jak bracia" – rozmarzam się u schyłku dnia. Dzień czwarty - Maadi Niedzielę zaczynam śniadaniem razem z Wilsonem i ks. Amalem. Amal jedzie wkrótce do Heliopolis odprawić niedzielną mszę świętą dla filipińskiej wspólnoty. Lubię tam być i mogłabym mu towarzyszyć, ale Wilson obiecał, że mnie zabierze wieczorem do bardzo odległej i zupełnie nieznanej mi dzielnicy Kairu - Maadi, gdzie będzie miał mszę św po angielsku dla wspólnoty obcokrajowców głównie Hindusów i Sudańczyków i chcę pojechać z nim. Podczas śniadania rozmawiam z Wilsonem o filmie video, który wczoraj wieczorem mi wysłał . „Nie jestem przekonana czy ten ksiądz zrobił dobrze, Wilson, nie wydaje mi się…” zagajam rozmowę. Film opowiada historię pewnej spowiedzi podczas której bardzo skruszony penitent, starszy już człowiek, chory na śmiertelną chorobę, wyznaje, że wiele lat temu zabił człowieka kierując samochodem i uciekł z miejsca wypadku, pozostawiając zabitego mężczyznę z małym chłopcem. Nigdy za to nie został ukarany, ale wyrzuty sumienia zniszczyły mu całe życie. Podczas spowiedzi okazuje się, że tym osieroconym przez niego chłopcem jest właśnie spowiadający go ksiądz, który musi odbyć walkę z samym sobą, aby móc wypowiedzieć formułę przebaczenia. Na koniec przyznaje się, że to on właśnie jest tamtym małym chłopcem i chcąc pocieszyć płaczącego mężczyznę kłamie mówiąc, że jego tata nie zginął podczas tego wypadku. Zakończenie historii wcale mnie nie przekonuje, „po co on to zrobił ,Wilson „ pytam, „ przecież wystarczyłoby gdyby mu z serca przebaczył, oni obydwaj poczuliby się wtedy lepiej i to byłoby wystarczająco piękne”. Wilson tłumaczy coś niewyraźnie i bez przekonania. W końcu okazuje się, że wysłał mi film, który obejrzał tylko do połowy. „Wilson, nie rób tego więcej, śmiejemy się razem z Amalem, nie wysyłaj czegoś czego nie oglądałeś, bo w końcu wyślesz komuś coś głupiego wcale o tym nie wiedząc”. W niedzielę zazwyczaj nie ma pań w kuchni , które codziennie gotują dla wszystkich. Zwykle wykorzystuję ten dzień żeby przygotować jakiś polski obiad, ale dzisiaj mam wolne, bo gotują seminarzyści. Czekam więc z niecierpliwością na potrawy z Zambii i Wybrzeża Kości Słoniowej. Będzie też domieszka kuchni hinduskiej, bo Wilson przygotował wczoraj moją ulubioną wieprzowinę w hinduskich przyprawach. Obiad rzeczywiście jest pyszny: ciapati, które uwielbiam, wieprzowina w sosie, kurczak w sosie z warzywami dwa rodzaje warzywnych sałatek i arbuzy na deser. „Wy gotowaliście to ja dzisiaj zmywam” -oświadczam zdecydowanie, ks Amal nie daje jednak za wygraną i bierze się za zmywanie zanim kończymy znosić talerze.” Father, dam radę sama, serio, w domu zmywam więcej i to codziennie”- usiłuję go przekonać, ale Amal, który jest cichym, spokojnym, ale bardzo uczynnym i przemiłym człowiekiem wydaje się nie słyszeć co do niego mówię… Z pomocą przychodzi mi Joshua, który woła Amala do pokoju na górze na spotkanie. Fajne jest to, że oni się spotykają, omawiają razem wszystkie sprawy, dbają o siebie nawzajem i mają dużo cierpliwości i wyrozumiałości dla pasji współbraci. Duża w tym zasługa Robbina , który jest tutaj proboszczem. Niejedna wspólnota w Polsce mogłaby się od nich wiele nauczyć. Kończę zmywanie gdy Joshua i Rodrig przychodzą mi pomóc: „Skończymy i umyjemy kuchnię” - mówią. Wieczorem jedziemy z Wilsonem do Maadi. To rzeczywiście daleko, podróż metrem zajmuje nam około 40-tu minut. Gdy opuszczamy metro czeka mnie miła niespodzianka: dookoła jest dość czysto i bardzo zielono. Liczne drzewa, kwitnące krzewy, dorożki na boku ulicy, znacznie mniej samochodów... Jaki to kontrast z naszą Szubrą, aż trudno uwierzyć, że to ten sam Egipt. Ładny, zadbany kościół i rozśpiewana wspólnota obcokrajowców potęguje radość bycia tutaj. Szkoda tylko, że akustyka i nagłośnienie są niezbyt dobre, bo z trudem rozumiem wypowiadane przez Wilsona słowa. Po mszy świętej zostajemy zaproszeni na kolację do pewnej hinduskiej rodziny mieszkającej od wielu lat w Kairze. Spędzamy z nimi bardzo miły wieczór delektując się hinduskim jedzeniem, na szczęście dla mnie umiarkowanie ostrym i opowiadając sobie różne historie. Z zaskoczeniem i radością dostrzegam w ich mieszkaniu duży obraz Jezusa Miłosiernego. „Czy wiecie jak powstał ten obraz i znacie św Siostrę Faustynę Kowalską?"- nie mogę się powstrzymać od zapytania. Niestety nie znają. Opowiadam więc o Siostrze Faustynie pełna dumy, że to Polka i że namalowany wg jej wizji obraz Pana Jezusa dotarł aż tutaj do mieszkania hinduskiej rodziny w odległym Kairze. Jest już naprawdę późno gdy wracamy z Wilsonem do domu. To był bardzo, bardzo miły dzień. Poniedziałek to ważny dla mnie dzień. Umówiłam się z Robbinem na spotkanie podczas którego chcę mu opowiedzieć o warsztatach terapii zajęciowej prowadzonych w Polsce dla ludzi niepełnosprawnych fizycznie i umysłowo. Parafia na Szubrze opiekuje się od wielu lat niepełnosprawnymi, których w Egipcie jest bardzo wielu. Znajduje się tutaj ośrodek dla niepełnosprawnych pod nazwą „Club de Bonheur”. Dwa lata temu nasze stowarzyszenie zorganizowało duży projekt zbierania pieniędzy na zakup nowego autobusu dla tego ośrodka. Akcja zakończyła się sukcesem, autobus został kupiony, a teraz chcielibyśmy zaangażować się w rozwój istniejącej tutaj szkoły. Szkoła przypomina w istocie nasze placówki terapii zajęciowej, ale jest bardzo uboga zarówno materialnie jak i pod względem realizowanych zajęć. Wszystko wydaje się tutaj mało zorganizowane, a brak materiałów, mało urozmaicone zajęcia i niskie pensje wydają się wpływać frustrująco na nauczycieli. Miesiąc temu parafię odwiedziło dwóch polskich studentów, którzy odbywając staż zorganizowany przez nasze stowarzyszenie zobowiązali się do przeprowadzenia projektu i zebrania pieniędzy na budowę i wyposażenie kuchni dla tego ośrodka. Ja natomiast chciałabym rozwinąć zakres proponowanych ludziom niepełnosprawnym zajęć , aby urozmaicić ich czas i wesprzeć na wszelki możliwy sposób pracujących z nimi nauczycieli. W tym celu odwiedziłam w Polsce warsztaty terapii zajęciowej, nawiązałam kontakty z naszymi nauczycielami, poczytałam na ten temat i zakupiłam trochę materiałów na których bazują nauczyciele warsztatów terapii dla niepełnosprawnych w Polsce. Teraz chcę wszystko przedstawić Robbinowi i przekonać go, że damy radę współpracować, że chcemy ich wesprzeć i że może wyniknie z tego coś dobrego dla nas wszystkich. Jestem trochę zdenerwowana, bo dotychczas Robbin wydawał się odnosić dość sceptycznie do mojego pomysłu. Sprawę komplikuje mój wciąż niezbyt dobry angielski, ale jestem dość zdeterminowana i mam sporo notatek więc mam nadzieję, że dam sobie radę. Przed obiadem jadę jeszcze raz do Koptyjskiego Kairu kupić kilka drobnych prezentów dla przyjaciół. Gdy po powrocie wchodzę do jadalni dostrzegam dwie butelki wina na stole. „Co, wy dzisiaj obchodzicie święto św. Augustyna?" - żartuję, gdyż właśnie dzisiaj kościół wspomina go w liturgii. Peter nic nie mówi tylko uśmiecha się tajemniczo. Po obiedzie chłopaki przynoszą czekoladowy tort i stawiają go przed Robbinem, nalewają wino do kieliszków i przynoszą prezenty. Okazuje się, że postanowili uczcić Robbina urodziny, które co prawda były na początku miesiąca, ale jubilat był wtedy poza parafią. Robbin dostaje szary T-shirt, który tutejszym zwyczajem musi od razu na siebie założyć oraz magiczny kubek, który jest czarny, ale gdy Peter wlewa do niego przygotowaną już wcześniej gorącą wodę pokazują się zdjęcia Robbina z przyjaciółmi. Jedno z nich przedstawia Robbina w wełnianej czapce i kurtce: „Zobacz, to zdjęcie z Polski, w Tatrach, to ty je zrobiłaś" - cieszy się Robbin. Urodzinową ucztę kończą przyniesione przez Petera lody waniliowe w ulubionym przez Robbina smaku. Jean Paul jest rozżalony i obrażony, rzeczywiście rozmowa jest w takiej sytuacji bardzo trudna. Trochę się wtrącam i uspokajam go jak umiem. Podziwiam Isę, jego spokój, widzę, że tak bardzo nie chce urazić współbrata, a jednocześnie chce, aby wszyscy byli zadowoleni. W końcu osiągają jakiś kompromis, Jean Paul porozmawia z nowym ogrodnikiem i zarządzi uporządkowanie ścieżek. Pozostaję pod wrażeniem tej rozmowy ich delikatności i dbałości o siebie. Dzień szósty - wyprawa do hinduskich sióstr Kościół sióstr mieści się w dużym ogrodzie. „Zobacz jak tutaj ładnie, właśnie o to mi chodzi, aby w naszym ogrodzie było podobnie” - mówi Wilson wracając do naszej wczorajszej dyskusji z Jean Paulem; „Mnie wasz ogród podoba się dużo bardziej - odpowiadam zgodnie z prawdą - ludzie mają różne gusty i trudno wszystkim dogodzić. Najważniejsze, żeby być zdolnym do pewnych ustępstw, mam nadzieję, że osiągnięcie w końcu jakieś porozumienie w tej kwestii.” Po śniadaniu postanawiam sama odwiedzić hinduskie siostry. Byłam u nich kilka razy i bardzo je lubię, ale droga tam jest dość skomplikowana i nigdy jeszcze nie szłam do nich sama. Robbin rysuje mi mapę na kartce papieru i dzwoni uprzedzając, że przyjdę. Samodzielne poruszanie się po zatłoczonym Kairze jest zawsze przygodą i sprawia mi przyjemność, pakuję więc szybko aparat fotograficzny i kilka potrzebnych rzeczy i za kilka minut nieco podekscytowana udaję się w kierunku metra. Przejazd metrem mimo przesiadki jest prosty, sprawa komplikuje się dopiero gdy trzeba pokonać wyznaczony odcinek pieszo. Nikt nie używa tutaj bowiem nazw ulic. Zwykle zresztą są one napisane po arabsku lub w ogóle niewidoczne. Drogę trzeba po prostu zapamiętać co w tym labiryncie ulic i uliczek nie jest takie proste. Podczas lunchu w naszej parafii wszyscy mają kiepski nastrój. Jean Paul jest chory i nie ma go na obiedzie. Nie ma już gorączki, ale nie może jeść i jest bardzo osłabiony, poza tym boli go ciągle głowa. Od kilku dni próbuje umówić się na wizytę do lekarza, ale lekarza nie ma. Wszyscy się obawiają, że może mieć malarie. Malaria co prawda nie występuje w Egipcie, ale w Afryce Zachodniej zachorowań jest bardzo dużo, a Jean Paul wrócił właśnie z wybrzeża Kości Słoniowej. Bardzo mi go szkoda, ale też nie wiem jak mu pomóc. Przynoszę tylko tabletki przeciwbólowe, a Peter zanosi mu do pokoju trochę obiadu. Wieczorem długo nie mogę zasnąć. To mój ostatni dzień tutaj. Mam nadzieję, że przyjadę za kilka miesięcy rozwijać nasz projekt wsparcia szkoły, ale zawsze jest mi smutno gdy wyjeżdżam z Kairu. „Try to help yourself before you call a doctor" ( spróbuj pomóc sobie sam zanim zadzwonisz po doktora). „My friends and brothers SMA fathers”. Dzień siódmy-ostatni dzień w Kairze Jean Paul czuje się dzisiaj lepiej i jest z nami. Joshua robi kilka pamiątkowych zdjęć moim aparatem. Po obiedzie zabieram się po raz kolejny za pieczenie ciasta. Peter zamówił jedno, bo chce je zabrać na jakieś spotkanie, wszyscy pozostali też na nie czekają. Ostatnio wszyscy kupowali banany i obecnie mamy ich tyle, że muszę się sprężać z tym pieczeniem, bo w końcu nie zdążę na samolot. Do kuchni wchodzi father Isa. Isa jest urodzonym nauczycielem. Sam ciągle coś studiuje, zna dobrze klasyczny arabski i denerwuje się gdy inni zniekształcają ten język mówiąc np. egipskim dialektem. Poza tym Isa uwielbia mieć słuchaczy, a ja lubię go słuchać, przebywanie z nim to dla mnie prawdziwa przyjemność. Nieraz wspominamy moją pierwszą wizytę tutaj w 2014 roku, kiedy nie znałam prawie w ogóle angielskiego i nikt nie mógł się ze mną porozumieć. „Zobacz, a teraz nawet kłócisz się ze mną po angielsku!” - śmieje się Isa. Dzisiaj postanawia nauczyć mnie kilku arabskich słówek i nieźle się trudzi próbując zapisać ich wymowę łacińskim alfabetem . W końcu mu się udaje i ćwiczymy arabskie pozdrowienia oraz wymowę różnych rodzajów arabskiego „h” . Prawdę mówiąc, idzie mi całkiem nieźle. Mam zamówioną taksówkę na godzinę 23:30 . Robi się późno, w pokoju gościnnym na górze zostają już tylko Wilson i Robbin. Każdy mój pobyt w Kairze jest inny, każdy uczy mnie czegoś nowego, każdy ubogaca i poszerza moje serce. Ktoś mi kiedyś powiedział, że do Europy jeździ, aby poznać jej historię i kulturę, ale do Afryki po to, aby spotkać ludzi. Kocham Kair nie ze względu na jego historię czy piękno, ale z uwagi na ludzi, którzy tutaj są. Oni dzielą się ze mną swoją wiarą, swoim trudem podążania za Chrystusem, niekiedy też swoimi słabościami i upadkami. Uczę się od nich co to znaczy być wspólnotą, uczę się prostoty, delikatności i dbałości o siebie nawzajem. W czasach nieustannego pośpiechu, pracy od rana do wieczora, w czasach pokręconych, zagmatwanych relacji, różnych gier i układów - oddycham tutaj głębiej, jakby wracam do źródeł. Alina Goska, członek Stowarzyszenia Dom Wschodni
O której godzinie robi się ciemno? 19 listopada słońce wschodzi o godzinie 07:32 i zachodzi o godzinie 15:49. Słońce to 8 h 16 min. nad horyzontem, światło dzienne. Świt astronomiczny zaczyna się o godzinie 05:25, wieczorne świt astronomiczny kończy się o godzinie 17:55, niebo jest zupełnie ciemne.
Home InneMetody na Nudę zapytał(a) o 19:03 Co to są egipskie ciemności? frazeologizmy ale co oznaczają To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź no wiesz , ciemności egipskie Odpowiedzi bamus777 odpowiedział(a) o 19:03 Ciemności nieprzeniknione blocked odpowiedział(a) o 19:06 – to jedna z dziesięciu plag, dziesięciu klęsk wymierzonych Egiptowi przez Boga. Miały one przekonać faraona, by wypuścił Żydów z Egiptu. Trwały trzy dni, ale w domostwach Izraelitów światła nie jest rodowód wyrażenia:ciemności egipskie – czyli nieprzenikniona ciemność Uważasz, że ktoś się myli? lub Opowieści o niezwykłym ucisku, jaki miał miejsce za rządów Chufu/Cheopsa wciąż wpływają na popularne wyobrażenia o Egipcie, choć zdaniem naukowców niewiele mają wspólnego z faktami. Piramidy budowali raczej rolnicy, zwyczajni mieszkańcy kraju, kierowani do tego zadania w okresie, gdy wylewy Nilu uniemożliwiały pracę na polu.
Z czym nam się kojarzy Egipt? Wiele osób powie: piramidy, sfinks, pustynia, mumie, świątynie, etc. Ci, którzy byli w Egipcie, wiedzą jednak jak to wszystko wygląda naprawdę i większość na pewno powie, że dość mocno odbiega to od tego, co pokazują nam media. Uczelnie i rekrutacja w Egipcie System edukacji w Egipcie jest bardzo podobny do tego, który mamy w Polsce. Szkoły dzielą się bowiem na: sześcioletnią podstawówkę, trzyletnie gimnazjum oraz trzyletnie szkoły średnie, które można dodatkowo podzielić na szkoły zawodowe i szkoły ogólnokształcące. Później, jeśli ktoś chce kontynuować naukę, może wybrać się na studia. Zdobycie dyplomu licencjata trwa zazwyczaj cztery lata. Wyjątkiem są studia na kierunkach medycznych – trzeba na nie poświęcić 6 lat, jak również wybrane kierunki na Uniwersytecie w Al-Azhar, gdzie nauka może trwać nawet 7 lat. O możliwości podjęcia studiów na danym kierunku decydują wyniki testów końcowych, które przeprowadzane są h w dwóch ostatnich latach szkoły średniej. W Egipcie funkcjonuje 19 uniwersytetów i szkół wyższyc. Najstarszą i jednocześnie uważaną za najbardziej prestiżową jest Uniwersytet Al Azhar w Kairze, założony w 975 roku. Nowe uczelnie są zazwyczaj zlokalizowane w mmniejszych ośrodkach miejskich Egiptu, by więcej młodych ludzi miało szansę na zdobycie wyższego wykształcenia. Rok akademicki dzieli się na dwa semestry: semestr zimowy rozpoczyna się na początku września i trwa do połowy grudnia, z kolei semestr letni trwa od końca stycznia do połowy maja. Uczniowie szkół międzynarodowych mogą wziąć dzień wolny, w dniach które są uważane za święta w ich kraju. Egipt posiada również bogaty system świadczeń i stypendiów. Niestety ciężko jest tam po studiach o pracę, wielu Egipcjan po zakończeniu państwowej edukacji nie może znaleźć pracy w swojej rodzinnej miejscowości, dlatego masowo przybywają oni do miast turystycznych nad Morzem Czerwonym. Podejmują nisko płatne prace w hotelach, a wieczorami uczą się języków obcych na kursach. Potomkowie faraonów niezwykle szybko opanowują nawet bardzo trudne języki, np. język polski. Życie codzienne w Egipcie Egipcjanie mają w zwyczaju pomagać sobie. Bogatsze rodziny opiekują się ubogimi. Obowiązek ten wynika między innymi z religii islamskiej. Mimo, że w Egipcie szkolnictwo jest państwowe i ogólnodostępne, bardzo często cała rodzina składa się na wysłanie tylko jednego dziecka do szkoły prywatnej, a potem na studia i finansuje przez cały czas naukę, aby potem mogło awansować społecznie. Nie każdy Egipcjanin jest jednak muzułmaninem, gdyż spotkamy się tu również z chrześcijanami (Koptami), którym blisko do starożytnych Egipcjan. Stanowią oni mniejszość liczącą ok. 8 mln. ludzi, ale przed podbojami Arabów, dominowali na tym terytorium. Ciekawostką jest to, że nie podlegają Watykanowi, a rozpoznać ich można po wytatuowanym na ręce krzyżu. W mieście życie płynie szybko, dynamicznie i głośno. Z każdej strony słychać krzyki sprzedawców, naganiaczy i kierowców rozpędzonych taksówek. W okresie ramadanu lepiej unikać poważnych transakcji handlowych czy wizyt w bankach, gdyż większość Egipcjan nie pracuje albo przychodzi do pracy w bliżej nieustalonych godzinach. Kobiety ubierają się odpowiednio do środowiska, czyli zdecydowanie bardziej wyzywająco, a już na pewno w stylu europejskim. Wiążą chusty w sposób, który akurat jest modny, mocno się malują i przede wszystkim, częściej niż na wsi, pracują i wychodzą z domu. Ci, którzy nie pracują, szczególnie latem, zaczynają opuszczać swoje domy dopiero przed zachodem słońca, a wtedy otwierają sklepiki i restauracje, bo kiedy robi się ciemno, także i temperatura spada i można zasiąść przy miętowej herbacie z sziszą w dłoni i leniwie spoglądać na przemieszczających się turystów. Wymagane dokumenty Zagraniczni studenci muszą mieć paszport, który musi być ważny jeszcze co najmniej 6 miesięcy po powrocie do ojczystego kraju. Studenci zazwyczaj korzystają z wizy turystycznej, którą wyrabia się w egipskiej ambasadzie lub konsulacie w swoim kraju; wiza turystyczna jest ważna tylko do 6 miesięcy, po tym czasie należy ubiegać się o wizę studencką, a co mają 30 dni. Studenci ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Unii Europejskiej nie mają przymusu rejestracji na posterunku policji, za to każda inna osoba chcąca studiować w Egipcie ma na to tylko 7 dni od przybycia. Zakwaterowanie W Egipcie nie ma czynszu, a jedynymi kosztami jakie będziemy ponosić za użytkowanie nieruchomości to opłaty za bieżące zużycie: wody, prądu, gazu i opłata za dozorcę budynku. Przy normalnym użytkowaniu w czasie największych upałów i korzystaniu z klimatyzacji opłaty nie powinny przekroczyć 80-100 funtów egipskich miesięcznie. Posiadanie mieszkania niesie z sobą wiele korzyści, ponieważ dużo łatwiej jest dostać np. tak zwaną wizę rezydencką, która uprawnia nas do ponoszenia opłat według egipskich stawek. Chodzi tu np. o promy i muzea, gdzie stawki dla cudzoziemców są 10 razy wyższe od tych dla miejscowych. Najlepiej jest mieszkać w budynku podłączonym do sieci wodociągowej, bo tutaj też możemy oszczędzić na wodzie. Jeśli mieszkamy w budynku dysponującym jedynie własnym zbiornikiem wody to tona kosztuje ok 25-30 funtów egipskich za to w budynku z wodociągami tona wody kosztuje już tylko ok. 3 butla z gazem kosztuje około 20 funtów i wystarcza na mniej więcej dwa miesiące gotowania. Każdy budynek w Egipcie ma swojego dozorcę, który najczęściej zajmuje się: pobieraniem opłat za media, sprzątaniem, robieniem podstawowych zakupów i wynoszeniem śmieci. Średnio pensja dozorcy mieści się w przedziale 60-80 dolarów i jest dzielona na wszystkich właścicieli w posesji. W nowych budynkach stawianych przez deweloperów funkcjonują z reguły różne formy dodatkowych opłat. Z reguły jest to ok. 1 dolara za m2. Pieniądze przeznaczane są na utrzymanie basenu, ogrodnika, pralnię, internet. Jeśli chodzi o ceny, łatwo zauważyć, że Egipcjanie nie są zbyt zamożni: pracownik hotelu albo sklepu w popularnym kurorcie zarabia miesięcznie zaledwie ok. 150 euro. Nic dziwnego, że kiedy pojawiają się turyści z Zachodu, dla Egipcjan bardzo bogaci, ceny automatycznie rosną. Aby zbytnio nie przepłacać, trzeba porównywać ceny w różnych miejscach i targować podaję kilka przykładów gdzie i ile płacimy: Obiad w taniej restauracji – ok 18,5 zł Posiłek w McDonalds – ok 16,5 zł Chleb (0,5kg) – ok 4 zł litr mleka – 3,7 zł mięso wołowe/drobiowe (1 kg) – 37,9 / 17 zł 1,5 litra wody – 1,6 zł kilogram pomarańczy – 2,5 zł kilogram jabłek – 7,6 zł kilogram pomidorów – 2,7 zł sukienka – 240 zł dobre jeansy – 267 zł buty skórzane – 221 zł Taxi za 1 km / 1 godzinę – 1,2 / 18 zł Benzyna 1 l – 1 zł Praca w Egipcie Za pracą najlepiej jest rozglądać się w agencjach, które szybko i sprawnie pomogą nam znaleźć zatrudnienie. To czy i jaką pracę dostaniemy doświadczenia pracownika i umiejętności negocjacyjnych, najłatwiej jest jednak o pracę w hotelach, w dużych miastach, można ją traktować jako stałą lub dorywczą na podczas studiów.
Klątwa faraona zabiła czeską rodzinę w Egipcie. zw. 2013-08-01 4:00. Tajemnicza śmierć dwóch Czeszek w hotelu w Hurghadzie! Monikę ( 36 l.) i jej córkę Klarę ( 8 l.) zabiła zagadkowa Przed nami Muzeum Egipskie w Kairze. Drugi dzień wizyty w Kairze i Gizie jest bardzo wyczerpujący. Przecież tego samego dnia rano zwiedzaliśmy piramidy w Gizie! 🙂 Tradycyjna perfumeria w Kairze. Jadąc w kierunku muzeum, a właściwie bardziej stojąc w korkach, zatrzymujemy się w tradycyjnej egipskiej perfumerii. Jest to charakterystyczny element wycieczek objazdowych. Wieczorem będziemy jeszcze w wytwórni, a właściwie bardziej w sklepie z tradycyjnymi papirusami. Z reguły nie korzystamy z zakupów w tego typu obiektach, ale wiele osób z grupy chętnie kupuje takie pamiątki. Kair – wypiek chleba na ulicy Po drodze spotykamy kobietę, która w gazowym piecyku piecze tradycyjne chlebki dla turystów w cenie 1 dolara. Docieramy w końcu do Muzeum Egipskiego w Kairze. To największa kolekcja egipskich artefaktów na świecie, będąca do dziś kopalnią wiedzy dla kolejnych pokoleń egiptologów. Muzeum Egipskie w Kairze. Pierwsze zbiory pojawiły się wraz z pierwszymi odkryciami archeologicznymi, a więc w końcu XVIII wieku. Następnie, co jest zupełnie naturalne, wraz z kolejnymi odkryciami przekazywano kolejne eksponaty. Muzeum Egipskie w Kairze – budynek główny Obecnie Muzeum Egipskie w Kairze mieści się przy głównym placu at-Tahrir, w przepięknym neoklasycystycznym budynku, który oddano do użytku w 1902 roku. To już czwarta lokalizacja kolekcji. W muzeum skatalogowano ponad 160 tysięcy eksponatów, z których tylko część jest wystawiona. Muzeum Egipskie w Kairze Nie sposób w tym artykule opisać ilości wystawionych eksponatów. Samo wyposażenie grobowca Tutanchamona, o którym pisałem w artykule pt. Dolina Królów i Świątynia Hatszepsut, zajmuje 12 sal. Maski faraonów Są też liczne maski grobowe faraonów, a także pokaźna kolekcja papirusów. Papirusy Mumia Część sarkofagów jest otwarta i możemy zobaczyć jak wyglądali starożytni Egipcjanie. Ciekawostką, jest fakt, że wiele osób w tamtym czasie miało kręcone, złotorude włosy, podobnie jak faraon Ramzes II, który spoczywa w sali mumii. Obecnie trwają prace nad przeniesieniem kolekcji do nowo budowanego, multimedialnego muzeum w Gizie, u stóp piramid. Kosztem miliarda dolarów, wybudowano kompleks muzealny, w którym na powierzchni 80 tysięcy metrów kwadratowych ma być wystawione sto tysięcy eksponatów. Muzeum miało być pierwotnie otwarte w 2012 roku, ale z roku na rok jego inauguracja jest odkładana. British Museum w Londynie Należy tu wspomnieć, że w związku z wpływami brytyjskimi w Egipcie w XIX wieku, część eksponatów z kolekcji Muzeum Egipskiego w Kairze przeniesiono do British Museum w Londynie. Kamień Rosetty. British Museum w Londynie. Jednym z najcenniejszych eksponatów był tzw. kamień z Rosetty – staroegipska, kamienna tablica służąca do tłumaczenia egipskich hieroglifów na tzw. egipski język demotyczny, oraz na grekę. Kamień Rosetty w British Museum w Londynie – egipskie hieroglify Kamień Rosetty w British Museum w Londynie – tłumaczenie hieroglifów na grekę Niestety w Kairze znajduje się kopia, ale warto za niewielkie pieniądze lecieć do Londynu, żeby zobaczyć oryginał, tym bardziej, że wstęp do British Museum jest za darmo. Mumie zwierząt w British Museum w Londynie W starożytnym Egipcie czczono także zwierzęta – koty, krokodyle, czy ibisy, które również po śmierci mumifikowano. Będąc w Kairze zobacz koniecznie Muzeum Egipskie! Jednak z biurem podróży czas na zwiedzanie jest zbyt krótki. Zakorkowane ulice Kairu Bazar Khan el-Khalili Ponownie przedzierając się autokarem przez korki docieramy na bazar Khan el-Khalili. Bazar w Kairze Tutaj znowu mamy krótki postój i czas na zakupy. Można poczuć tu namiastkę arabskiego bazaru, choć dla turystów dostępna jest tylko jedna, główna uliczka z dosłownie kilkunastoma sklepikami. Chodzi z nami ochroniarz i nie wpuszcza nas w boczne uliczki. Trochę to sztuczne, ale jeśli ma zapewnić nam bezpieczeństwo to ok. Chodzimy tylko tam, gdzie pozwala ochroniarz, tym bardziej, że robi się ciemno i bazarowe życie arabskiego miasta właśnie się rozkręca. Pamiątki kupione, wracamy do hotelu. Jednak po drodze czeka nas jeszcze jeden punkt programu do zrealizowania. To tradycyjna wytwórnia papirusów. Tradycyjna wytwórnia papirusów w Kairze. Wytwórnia papirusów Po kolejnych dwóch godzinach stania autokarem w korkach docieramy już w nocy do wytwórni papirusów. Skoro punkt był w programie biuro podróży musi go zrealizować, choć praktycznie wszyscy chcieliśmy wracać już do hotelu na odpoczynek. Pokazano nam w formie krótkich warsztatów jak wytwarza się arkusze papirusu metodą tradycyjną. Cieniutkie paski papirusu przeplata się na krzyż i suszy w specjalnych prasach. Kair – wytwórnia papirusów. Następnie wysuszony płat papirusowego „płótna” maluje się w różne egipskie motywy. Kwestia gustu – dla nas to totalny kicz. Poza tym obecnie wiele „papirusów” wytwarza się w Egipcie i w Chinach z liści bananowca i sprzedaje turystom jako oryginalny papirus. Najbardziej jednak zszokowały nas papirusy fluorescencyjne. Do oddzielnego pomieszczenia z papirusami zaprasza się turystów pokazując im piękne egipskie motywy – maskę Tutanchamona, czy święte skarabeusze. Następnie gasi się światło i oczom naszym ukazuje się świecąca fluorescencyjna Matka Boża, lub Jezus. Kicz komercyjny całkowicie pozbawiony w naszej ocenie smaku! To tak, jakby na obrazie Matki Bożej po zgaszeniu światła ukazał się skarabeusz! Pierwsze przykazanie mówi: „nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną” – i tego się trzymamy! 🙂 Drugi dzień zwiedzania Kairu i Gizy był bardzo wyczerpujący. Nie wiem co bardziej nas zmęczyło, czy zwiedzanie, którego było mnóstwo, czy stanie w korkach. Wyobraź sobie, że w tym dniu straciliśmy w korkach prawie pięć godzin, podczas gdy w naszej ocenie na zwiedzanie Muzeum Egipskiego, czy bazaru było naprawdę za mało czasu. No ale cóż, taka jest specyfika „objazdówek”. Nasza wycieczka powoli dobiega końca – został przejazd do Hurghady, skąd odlecimy z powrotem do Polski. Już dziś zapraszam Cię do lektury kolejnego się ze mną proszę swoją opinią. Podobało Ci się w Muzeum Egipskim? 🙂 ja5uKDv.
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/12
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/41
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/72
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/72
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/65
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/36
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/74
  • 4fvab6ow5f.pages.dev/21
  • o której robi się ciemno w egipcie